Rozdział 8



Podczas próby nie mogłem się skupić. Myliłem kroki oraz momentami zapominałem co śpiewam. Scotter wtedy posyłał mi miażdżące spojrzenie, ale ja nawet tego nie zauważyłem. Wrzeszczał na wszystkich „Jeszcze raz i teraz weźcie się do roboty. Wszystko musi wypaść P-E-R-F-E-K-C-Y-J-N-I-E”
         - Bieber! – zawołał mnie, lecz zanim uświadomiłem sobie to musiał powtórzyć moje nazwisko jeszcze raz.
         - Co jest? – zamrugałem oczami, zeskakując ze sceny.
         - To pytanie raczej powinienem skierować JA do CIEBIE. Co ty wyprawiasz?
         - Nic. – wzruszyłem ramionami. – Co się miało stać?
         - No nie wiem właśnie, bo jesteś taki rozkojarzony. Jak tak dalej pójdzie to odwołam występ! – zagroził.
         - Nie, nie, nie ! Ja się poprawię. – obiecałem.
         - To wracaj na scenę i rób to co podobno kochasz.
         - Podobno? – zmrużyłem oczy.
         - Ostatnio jakoś nie widzę, żeby to jak śpiewasz dawało ci radość albo satysfakcję. Ten  uśmiech wcale nie jest taki szczery. Mnie nie oszukasz.
         Nie wiedziałem co powiedzieć. Chyba byłem za bardzo zaskoczony tym, jak Scotter jest spostrzegawczy i że za bardzo mnie zna. Westchnąłem. Cholera on miał rację, a wszystko to się działo, ponieważ nie było przy mnie jej. Nie miałem dla kogo śpiewać.
         Dzisiaj nie mogłem się na niczym skupić, ponieważ widok Ever z jej matką w Central Parku sprawił, że moje serce zaczęło bić tysiąc razy szybciej. Pierwszym moim odruchem było wyciągnięcie ręki i chęć dotknięcia jej policzka. Pragnąłem do niej podbiec, przytulić ją mocno, aby już nigdy nie wypuszczać ze swych ramion.
         Stałem jak sparaliżowany kiedy ona spojrzała na mnie. Tak bardzo chciałem ucałować jej malinowe usta, by poczuć smak mojej miłości. Wtedy ona przymknęła oczy, a ja musiałem zniknąć. Musiałem znaleźć inny sposób aby się do niej zbliżyć.
         - Justin? – spytała mnie wtedy Savannah, ale nie spojrzałem na nią.
         Szczerzyłem się jaki głupi do sera. Ona tu była. Była w Nowym Jorku przez cały ten czas! A teraz? Teraz jest na wyciągnięcie ręki! Ale czy będę potrafił do niej podejść, powiedzieć jak bardzo żałuję tego, co się stało? Czy mi uwierzy, kiedy powiedziałbym że ją kocham?
         Nie widzę aby to, jak śpiewasz dawało ci radość…
         Zorientowałem się, że znowu stałem zamyślony, ale kiedy popłynęła muzyka ja, wyśpiewałem automatycznie słowa, które znałem na pamięć. Naprawdę chciałem, aby one stały się jakieś sensowne, lecz nie potrafiłem.
         Po próbie sam poszedłem do pokoju hotelowego. Położyłem się na łóżku myśląc o Ever. Jej obraz ciągle miałem przed oczami. I wtedy mnie olśniło. Chwyciłem kartkę oraz długopis, po czym zacząłem skrobać na niej pierwsze wersy. W głowie już miałem ułożoną melodię, która idealnie pasowała do słów.
         Zadowolony pobiegłem do pokoju chłopaków i przedstawiłem im swój kawałek. Jeden z nich – Ben chwycił za gitarę, po czym zaczął grać melodię którą im zanuciłem. Z uśmiechem na ustach śpiewałem.
         - I to jest to! – krzyknąłem ucieszony.
         Nie widzę aby to, jak śpiewasz dawało ci radość…
         Ha. No to teraz się zdziwisz Scotter. Jeszcze dwa dni i dam koncert na Madison Square Garden. To sen? Uszczypnąłem się kilka razy w rękę, ale na szczęście nie obudziłem się. W duchu podziękowałem Bogu za to wszystko.
         Spojrzałem na kalendarz i zamarłem. Tego dnia, kiedy miał odbyć się mój koncert, wypadały również urodziny Ever. Musiałem coś zrobić w związku z tym. A może by podrzucił dwa bilety do jej mieszkania? Bo raczej musi gdzieś w pobliżu mieszkać, tylko gdzie?
         Zacząłem chodzić po pokoju, wysilając mózg gdzie mogłaby mieszkać, w końcu Nowy Jork nie jest taki malutki. Uniwersytet Sztuki! Na pewno tam musi chodzić Ever oraz mieszkać w pobliżu.
         Pożegnałem się z chłopakami a w korytarzu minąłem z Savannaah. Ubrałem na nos ciemne okulary, po czym zawołałem Kenny’ego i razem pojechaliśmy autem w kierunku uniwerku. W spoconych dłoniach z nerwów ściskałem dwa bilety.
         - Co ci jest Justin? – Kenny spojrzał w górne lusterko z niepokojem. Potrząsnąłem przecząco głową, po czym wbiłem wzrok przez szybę.
         Zatrzymaliśmy się w końcu na początku ulicy, gdzie mieszkali wszyscy studenci z uniwerku. Z przerażeniem zauważyłem, że tych domków jest naprawdę dużo i nie wiedziałem, czy znajdę ten który należał do Ever. Założyłem ciemne okulary oraz czarny kapelusz na głowę, po czym wysiadłem z samochodu. Zagryzłem nerwowo wargę i rozejrzałem się dookoła. Zauważyłem jakąś blondynkę.
         - Raz się żyje. – mruknąłem pod nosem i podszedłem do niej. – Cześć.
         - Hej. – odpowiedziała lekko zaskoczona, a kiedy zauważyła kim jestem, jej oczy poszerzały ze zdziwienia. – Ty jesteś Justin Bieber!
         - Ciszej. – zmarszczyłem czoło. – Słuchaj, mam pytanie..
         - Jakie? – spytała z szerokim uśmiechem na twarzy.
         - Wiesz może gdzie mieszka Ever Simon? – dziewczyna automatycznie spochmurniała.
         - Ta wariatka? – uniosła pytająco brew, po czym roześmiała się złośliwie.
         - Słucham? – zmrużyłem groźnie oczy. – Nie waż się tak o niej mówić.
         Dopiero teraz do mnie dotarło. To samo myślałem kilka lat temu, tylko że wtenczas wmawiałem sobie, że muszę być beznadziejnym chłopakiem, bo moja dziewczyna chciała się zabić i stała się wariatką, która majaczyła. Było mi jednocześnie wstyd samego siebie oraz czułem złość na dziewczynę, że chciała ze sobą skończyć. Łatwiej było mi się z nią rozstać niż stawić czoła jej chorobie. Boże, byłem takim idiotą. A do teraz wydawało mi się, że jest za późno na odzyskanie Ever, ale kiedy zobaczyłem ją w Central Park… To było jak olśnienie.
         - To ty znasz tą wa… Ever? – w ostatniej chwili poprawiła się, widząc moje groźne spojrzenie.
         - Słuchaj nieważne. Powiesz mi gdzie mieszka, czy nie? – podszedłem do niej bliżej i chwyciłem za kosmyk włosów blondi. Założyłem je za ucho dziewczyny. Zobaczyłem wahanie w jej oczach, więc musiałem zacząć działać. Dotknąłem wierzchem dłoni, policzka blondynki i uśmiechnąłem się ciepło. Wiedziałem, że zaczyna mięknąć, dlatego ciągle spoglądałem jej w oczy. To było podłe z mojej strony, ja wiem, ale musiałem dostać numer tego domku.
         - 54. – wydukała zaczarowana.
         - Dzięki. – rzuciłem. Odsunąłem się od niej i puściłem oczko, po czym spojrzałem na numer domu przy którym się zatrzymaliśmy – 45.
         Podbiegłem do samochodu i wsiadłem do niego, zostawiając zaskoczoną dziewczynę na środku ulicy.
         - Jedziemy Kenny pod 54. – powiedziałem podekscytowany.
         Minęła minuta, a my już staliśmy pod właściwym domem. Serce zaczęło mi walić tysiąc razy szybciej i mocniej. Szczerze mówiąc, nawet Kenny je usłyszał i posłał mi lekko rozbawione spojrzenie.
         - No co? Jakbyś ty nigdy się nie zakochał. – burknąłem pod nosem, a Kenny tylko roześmiał się.
         - Idź już, za nim twoje serce wymknie się spod kontroli.
         - Okej. – wziąłem głęboki oddech. – Idę.
         Wyszedłem z samochodu  i podbiegłem szybko do drzwi małego domku jednopiętrowego. Wyjąłem trochę pomięte bilety. „Raz się żyje” powtórzyłem już drugi raz tego dnia. Wsunąłem je pod drzwi i migiem pobiegłem do auta.
         - Gonił Cię ktoś? – zarechotał mężczyzna.
         - Tak. – przyznaję. – Moje serce.

Od autorki: Wybaczcie że tak długo, ale ładna pogoda jest to nie mogę się skupić i siedzieć w domu, do tego ta nauka. A teraz mam lekkiego doła, ponieważ  byłam z przyjaciółką na gali rozdania nagród z konkursu literackiego w którym brałam udział i cholera tak mnie to zdołowało, bo nic, kompletnie nic nie wygrałam, a opowiadania które zostały wyróżnione jak dla mnie były kiepskie, ponieważ pomysł był taki banalny i słaby, no ale cóż... bywa :)

7 komentarzy:

  1. Czyli jednak ją widział... mam nadzieję, że się spotkają, ale coś czuję, że ona na ten koncert przyjdzie z tym chłopakiem, zapomniałam jak ma na imię, no wiesz, z tym, co z nią mieszka. Kurde... Justin pewnie by się zdenerwował gdyby zobaczył ją z innym. Ale napisał dla niej piosenkę, więc liczę na to, że wszystko będzie dobrze. Musi byc. A konkursem się nie przejmuj. Niektórzy ludzie w ogóle się nie znają, a twoje opowiadanie na pewno było najlepsze!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku. zarąbiście. przeżywam bardzo dużo emocji czytając twojego świetnego bloga <3 uwielbiam go i czekam na nn <3 <3

    u mnie nowy rozdział , zapraszam
    www.ryzykujac-zycie.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. o rany 0,0 ale się porobiło... czekam na NN! :) / laura.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to nieźle! Podziwiam Justina za to, że nie zważa na nic i za wszelką cenę chce odnaleźć swoją miłość. To z jego strony takie odważne i no... urocze. *.* Mam nadzieję, że Ever to doceni.
    Czekam na następny i zapraszam na drugą część trzeciego rozdziału - http://ohwilliamsburg.blogspot.com (:

    OdpowiedzUsuń
  5. awwww <3 jeju, żeby ona tylko przyszła na ten koncert :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy dodasz nn?? nie mogę się doczekać !! <3 wchodzę i wchodzę , a tu dalej nie ma ;(
    ps. u mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no zlituj się dziewczyno w końcu nad nami i dodaj kolejny rozdział :** ;p już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału <33 Karola :*

    OdpowiedzUsuń