Tak jak obiecał Scotter wyruszyliśmy do NY wcześnie rano.
Obudził mnie Kenny, a ja niechętnie wstałem w pół przytomny i ubrałem pierwsze
lepsze dżinsy oraz koszulkę. Nie zwracałem uwagi na to co dzieje się dookoła
mnie. Nie pamiętam jak doszedłem do busa, ale wiem że pierwsze co w nim
zrobiłem to opadłem na kanapę i zasnąłem.
Obudziły mnie dopiero tak porządnie promienie słoneczne,
przedzierające się przez rolety busu.
- No w końcu. – mruknął Ryder, który pełnił funkcję
asystenta Scottera.
- No co? – ziewnąłem głośno i podniosłem się.
- Zostało nam piętnaście minut a ty wyglądasz jak…
- Jak co? – spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Jak.. nie powiem co. – uśmiechnął się głupio, a ja
wywróciłem teatralnie oczami. – Idź si ogarnąć, bo zaczniesz ludzi straszyć.
Westchnąłem głośno i udałem się do łazienki. Spojrzałem w
lustro. Nie było tak źle. Miłem tylko mocno potargane włosy, każdy włos
sterczał w inną stronę. Koszulka była
rozciągnięta, a na ramieniu była duża, mokra plama. Nawet nie chcę wiedzieć
skąd ona się tam wzięła. Przyjrzałem się z bliska swojemu odbiciu i zauważyłem
duże worki pod oczami.
- 10 minut! – krzyknął Ryder.
- Spadaj! – odpowiedziałem mu, po czym doprowadziłem włosy
do ładu i zmieniłem koszulkę.
W końcu zatrzymaliśmy się przed Madison Square Garden, które
było ogromne. Podekscytowany zapomniałem o zmęczeniu i o wszystkich innych
rzeczach. Liczyła się tylko świadomość, że w końcu będę mógł stanąć na tej
samej scenie gdzie wiele innych, bardzo znanych i genialnych gwiazd np. Michael
Jackson. Jak dziecko zacząłem skakać z radości i krzyczeć cały czas z bananem
na twarzy. Wskoczyłem na ramiona Martina.
- YEEEAAAHH! WYSTĄPIE TU! JAAA ! – krzyczałem nie mogąc się
pohamować, z radością.
- Bieber dzieciaku uspokój się. – powiedział Ryder.
Normalnie bym się z nim kłócił o słowo „dzieciak” ale teraz
za bardzo byłem szczęśliwy, aby zwracać uwagę na takie szczegóły. Zeskoczyłem z
Kennego o podbiegłem do Scottera.
- Idziemyidziemyidziemy?
- No chwila. Czekamy aż bus z tancerzami i resztą ekipy
przyjadą.
- A nie możemy na nich poczekać w środku? – zasugerowałem.
- Dobra idź i nie marudź już.
- JEST!
Nie czekając na innych wparowałem do środka i pobiegłem
głównym korytarzem nie zwracając na okrzyki jakichś ludzi za moimi plecami. A
kiedy dotarłem na miejsce, musiałem… MUSIAŁEM stanąć na tej scenie. Wziąłem głęboki oddech i wyobraziłem sobie tłumy ludzi
skandujących moje imię oraz śpiewający moje piosenki. To uczucie, ta
satysfakcja sprawiała iż nie mogłem przestać się uśmiechać.
Na scenę wbiegli tancerze, którzy również wzdychali,
podziwiając Madison Square Garden. Scotter jednak szybko przywołał nas na
ziemię i zaczęliśmy próby. Na początku chłopaki mieli jakiś problem z
nagłośnieniem, ale na szczęście trwało to „tylko godzinkę”. Potem ja musiałem
prześpiewać wszystkie piosenki po kilka razy. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że
po tylu próbach, koncertach powinny mi się one znudzić. Może i tak było, ale
tylko na próbach, ponieważ podczas koncertu tworzyła się ta niesamowita
atmosfera. Wtedy wszystko czułem dwa razy mocniej.
Minęło kilka godzin, zanim mogliśmy mieć przerwę.
Odetchnąłem z ulgą i dopadłem litrową butelkę wody mineralnej wypijając ją
duszkiem. Tuż za moimi plecami usłyszałem głośny śmiech Savannah.
Puściłem butelkę i odwróciłem się, szybko łapiąc dziewczynę
za biodra, po czym przerzuciłem ją sobie przez ramię.
- Ładnie to się tak śmiać ze zmęczonego człowieka?
- Justiin! Co ty wyprawiasz głupku? – zapiszczała machając
nogami.
- Ciii uspokój się bo mnie zabijesz. – powiedziałem, śmiejąc
się pod nosem i ze zdziwieniem odkryłem, że ten śmiech przychodził mi
naturalnie a nie jak wtedy kiedy ktoś próbował żartować zaraz po moim rozstaniu
z Ever.
Przez chwilę zmarkotniałem, ale głos Savannah przywrócił
mnie do żywych.
- Idziemy zwiedzać Nowy Jork! – rzuciłem wesoło.
- No okej, tylko postaw mnie na ziemi.
- Pod warunkiem, że obiecasz nie śmiać się ze mnie…
- Obiecuję!
Delikatnie zsunąłem ją na ziemię, po czym razem w
towarzystwie Kennego wyruszyliśmy w Nowy Jork. Najpierw poszliśmy do McDonalda,
potem na lody do Central Parku. Usiedliśmy jak najdalej się dało od
społeczeństwa, aby nie rzucać się w oczy, chociaż i tak parę dzieciaków
podbiegło do mnie po autografy, ale widząc ich radość wypisaną na twarzach, nie
podpisywałem tego bo musiałem, lecz bo chciałem.
Nagle, tak niespodziewanie wspomnienie z przeszłości wdarło
się do mojej głowy nieproszone.
Wszedłem do jej
pokoju, ale nigdzie nie zobaczyłem Ever. Tak bardzo chciałem się do niej
przytulić. Potrzebowałem jej ciepła i troski. W końcu zauważyłem jak wychodzi z
łazienki. Szybko, zanim się obejrzała wtuliłem się w nią. Zacząłem płakać jak
małe dziecko, chociaż wcale nie byłem z tego dumny.
- Justin! O Boże! – pisnęła,
przyciągając mnie mocniej do siebie.
Wtuliłem twarz w jej szyję, aby znowu
móc poczuć zapach wanilii, który zawsze mnie uspokajał. Teraz również. Sama
obecność dziewczyny działała jak balsam – kojąco. Mógłbym tak trwać przez całą
wieczność i nigdy by mi się to nie znudziło.
Odsunęła lekko moją twarz i wytarła mi
policzki. Zadrżałem pod wpływem jej ciepłego dotyku. Byłem takim szczęściarzem
że ją miałem. Nie sądziłem, abyśmy mogli się kiedyś rozdzielić. Byłem tylko ona
i ja, na zawsze.
- Dowiedziałem się, że moja przyrodnia siostra jest gwałcona przez
ojczyma. Rozumiesz? – powiedziałem wściekły, ale sama świadomość co ten
skurwiel może robić w tej chwili napawała mnie bólem i złością. – Muszę tam
pojechać. Jeszcze dzisiaj. – powiedziałem z determinacją. Nie mogłem pozwolić
aby April cierpiała tak długo.
- Justin… mogę jechać z tobą? – spytała
chwytając mnie za rękę.
Spojrzałem na nią z troską i splotłem
nasze palce, po czym uniosłem je. Pocałowałem wierzch dłoni Ever, zaczynając
kciukiem wyznaczać okręgi na niej. Nie chciałem aby dziewczyna doświadczała
takich widoków. Może na zewnątrz udawała twardą, niewzruszoną ale ja wiedziałem,
że wewnątrz jest krucha i delikatna jak porcelana.
Powróciłem do rzeczywistości. Z trudem musiałem się do tego
zmusić. Poczułem jak łzy spływają po moich policzkach. Chciałem płakać, ale nie
mogłem. To przecież takie babskie.
Spojrzałem na lody, które trzymałem w ręce. Waniliowe.
- Justin?
Tylko ona wymawiała
moje imię w taki sposób, dzięki któremu robiło mi się ciepło oraz czułem jakbym
pływał.
- Hej! Wszystko w porządku?
Wszystko w porządku…
- Justin! – krzyknęła Savannah trącając mnie ramieniem.
Zamrugałem oczami i w końcu spojrzałem na nią przez łzy,
które nadal nie chciały zniknąć z oczu, mimo moich usilnych prób.
- Słucham? – starałem się aby mój głos zabrzmiał normalnie,
niestety dało się słyszeć lekkie drgania w nim.
- Co się stało? – spytała dotykając lekko mojej ręki.
Naprawdę starałem się poczuć mrowienie w palcach. Naprawdę. Próbowałem wymusić
jakiekolwiek uczucia do Savannah, ale nie potrafiłem. To Ever była moją jedyną,
moją połówką serca i nie mogłem poczuć tego samego do innej osoby. Nigdy.
Nie czułem nic. Po prostu pustka.
- Ever. – wyszeptałem i wytarłem oczy, wpatrując się w
przestrzeń.
- To ta dziewczyna o której mówiłeś w wywiadzie? – skinąłem głową,
zaciskając mocno zęby. – Chcesz o niej pogadać?
- Nie. – uciąłem krótko.
- Może jednak? Czasami lepiej się wygadać, niż dusić
wszystko w sobie. – powiedziała, a ja parsknąłem udawanym śmiechem.
Zdawało mi się jakbym był w jakimś filmie, a teraz
przychodzi ta chwila kiedy bohater zwierza się ze swojego problemu, opowiada o
uczuciach, potem następuje zwrot akcji i małe zamieszanie, po czym on zauważa ją w tym tłumie. Oboje uświadamiają sobie ile dla siebie znaczą,
zaraz następuje pocałunek i happy end.
- Nie. Chodźmy na próbę, za dwa dni występ.
On ją kocha.
OdpowiedzUsuńNic więcej nie powiem.
On ją kocha.
On ją kocha?
On ją kocha!!!!!!!!
Ah... rozmarzyłam się trochę, bo zastanawiam się, w jaki sposób się spotkają.
Czekam na NN. Pozdrawiam i życzę weny :)
Ach on serio ją kocha... Oby ona tak samo mocno go kochała! Bosko jak zwykle. Dodaj nn!
OdpowiedzUsuńNew York już sprawia, że uwielbiam to opowiadanie. :D No i zakochany Justin... to takie urocze. Będę wpadać.
OdpowiedzUsuń+ http://ohwilliamsburg.blogspot.com - prolog. Zapraszam. (;
rozdział jak zwykle świetny:) czekam aż w końcu oni się spotkają czy coś takiego bo już czas i jestem niecierpliwa haha
OdpowiedzUsuńHejka:) Cudowne to jest. Wciąga mnie twój blog. Już nie mogę cię doczekać kolejnego rozdziału. Ach Zakochany Justin. Bosko.. Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga: http://opowiadania-klamatynka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńtrochę smutne, ale piękne. jestem ciekawa, kiedy się spotkają. i czy w ogóle się spotkają. czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń