Rozdział 1



- Będę tęsknić. – wyszeptał mężczyzna przytulając mnie do siebie. Mocno wtuliłam się w ramiona taty i westchnęłam cicho. Słowa „Ja za tobą też” nie chciały przejść przez moje gardło, ponieważ było tak mocno ściśnięte że nie potrafiłam niczego w tym momencie powiedzieć.
Odsunęłam się delikatnie i spojrzałam na niego. Wymusiłam uśmiech, po czym zarzuciłam plecak na ramiona a w ręce trzymałam rączkę walizki. Nie lubiłam się żegnać, nigdy nie wiedziałam co powiedzieć w tym momencie. Nie lubiłam okazywać uczuć, ponieważ zawsze mam wrażenie że ludzie wtedy czytają we mnie jak w książce, że wykładam im siebie na tacy. Skinęłam głową na pożegnanie i wsiadłam do autobusu.
Przez całą drogę patrzyłam przez okno, próbując nie myśleć o tym, że tam będzie dużo bardziej utalentowanych ludzi ode mnie. Chciałam skupić się na czymś przyjemnym, ale nie bardzo mi to wychodziło. Ze zdenerwowania wyjęłam książkę „Jesienna Miłość” i zaczęłam czytać.
- Panienko, to chyba Pani przystanek. – nawet nie zauważyłam jak dojechałam na miejsce, a kierowca autobusu musiał mnie wybudzić ze świata książkowego.
- Dziękuję. – mruknęłam zawstydzona. Zarzuciłam plecak na ramię, a w ręce trzymałam sweter. Mężczyzna pomógł mi wyjąć walizkę z bagażnika. Podziękowałam mu, po czym autobus odjechał a ja zostałam sama.
Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam gdzie pójść. Na tej ulicy było bardzo dużo różnych domków, a jeszcze więcej było ludzi z walizkami i torbami, próbujących przekrzyczeć wszystkich. Widziałam jak rodziny żegnały się, a córka bądź syn obiecywali, że będą dzwonić. Zobaczyłam na końcu ulicy olbrzymi budynek, którym zapewne musiała być szkoła.
W końcu pojęłam, że jako jedyna stoję na środku drogi z walizką jak głupia nie mając pojęcia co robić. Wyjęłam zmiętą kartkę z tylnej kieszeni spodni i odszukałam numer mojego domku – 54. Spojrzałam na najbliższy domek gdzie pisało „12” a dalej od szkoły „13”. Ruszyłam więc w tamtym kierunku, a kiedy zatrzymałam się przy moim zauważyłam jakiegoś chłopaka.
„Pewnie pomaga swojej dziewczynie” – pomyślałam, ale chłopak wszedł zamykając za sobą drzwi. Zmarszczyłam czoło widząc jak auto spod mojego nowego domu odjeżdża. Co tu jest grane?
Otworzyłam drzwi kluczem i postawiłam w przedpokoju walizki. Stanęłam, nasłuchując czyichś kroków oraz co chwile zamykanie i otwieranie się drzwi. Ostrożnie wzięłam plecak, po czym weszłam do ostatniego pokoju w korytarzu skąd dochodziły te wszystkie dźwięki. A co jeśli to  był jakiś włamywacz, albo psychopata?
- AHA! – krzyknęłam i wyciągnęłam przed siebie ręce w geście obrony w razie napaści, lecz nic takiego się nie stało.
Brunet właśnie rozpakowywał walizkę, a widząc mnie w drzwiach przerwał wcześniej wykonywaną czynność i spojrzał lekko zaskoczony moim gestem. Zmrużył oczy, po czym roześmiał się głośno, ale nie był to śmiech mordercy.
- Ty myślałaś że ja.. – podszedł bliżej, a ja cofnęłam się od razu. – Okej, okej.. – zrezygnowany uniósł ręce co miało znaczyć jako „Poddaję się” – Ty myślałaś, że ja jestem jakimś złodziejem, albo coś.. Prawda?
Nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam lekko głową, na co chłopak ponownie zaniósł się śmiechem, ale  kiedy posłałam mu groźne spojrzenie – przestał.
- No dobra, już wyjaśniam. Nie było miejsca nigdzie, w żadnym domku gdzie mieszkali chłopcy, a ja zapisałem się na te studia jako ostatni. Dziewczyna która miała z tobą mieszkać, Katy Fletcher w ostatniej chwili zrezygnowała i oto jestem ! – uśmiechnął się lekko.
- Dlaczego miałabym ci uwierzyć? – spytałam nadal patrząc a niego nieufnie, ale opuściłam ręce.
Brunet wyciągnął z kieszeni papier i podał mi go. Była to kartka na której znajdowało się oświadczenie o zamieszkaniu w domu z numerem „54”, no i było własnoręcznie podpisane i pod pieczętowane przez dyrekcję uniwerku. Westchnęłam, po czym oddałam mu papier.
- No dobra, wierzę…
- Wiem, że to dziwne. Przydzielają tak domki tylko w kryzysowych i naprawdę rzadkich okazjach. – powiedział na swoje usprawiedliwienie.
- Dobrze, już dobrze. Jakoś to przeżyję.. – uśmiechnęłam się lekko, żartobliwie.
- Jestem James. – wyciągnął rękę a ja ją uścisnęłam.
- Ever. – powiedziałam, a James wyglądał na zaskoczonego. – No co ?
- Nie nic… Twoje imię jest takie niespotykane. – wymówił te słowa w bardzo dziwny sposób. Nie umiałam tego określić, ale brzmiał tajemniczo. – Pomóc ci z walizkami? – spytał.
- Oh. – westchnęłam.- Nie trzeba, ja sobie sama dam radę. – powiedziałam, po czym zostawiłam Jamesa za plecami i ruszyłam do przedpokoju. Chwyciłam za walizki i dotargałam się z nimi do pokoju przed chłopakiem, zaraz koło kuchni.
Rozpakowywanie zajęło mi zaledwie pół godziny. Później zgłodniałam i udałam się do kuchni, gdzie zostawiłam moje ukochane płatki Crunchy. Wtedy natknęłam się na plan wykładów pozostawiony na stoliku. Jeden był mój a drugi Jamesa. Ciekawe kto go tu dał? Zmarszczyłam czoło i przejrzałam go kilka razy. Zaczynam dopiero od jutra, ponieważ dzisiaj była niedziela. Miałam jeszcze parę godzin przed zmrokiem, więc postanowiłam pozwiedzać okolicę.
- Wychodzisz? – w holu stał James tuż nade mną, kiedy ubierałam buty.
- Idę pozwiedzać. – mruknęłam zawiązując ostatnią sznurówkę.
Wstałam i narzuciłam na siebie sweter, po czym podciągnęłam rękawy. Spojrzałam wyczekująco na bruneta, ponieważ on nie ruszał się z miejsca.
- Mogę iść z tobą? Mniej więcej znam okolicę.. – powiedział trochę zamyślony. Zmrużyłam podejrzliwie oczy mierząc go spojrzeniem od góry do dołu.
- Jasne. – wzruszyłam ramionami. – Czemu nie…
- Super! – ucieszył się i zaczął zakładać buty.
Ja natomiast zastanawiałam się czy dobrze robię. W końcu prawie go nie znałam, a już miałam z nim mieszkać. Gdyby mój tata się o tym dowiedział pewnie by pozwał wszystkich kierowników tych studiów i domków oraz zrobił z tego niepotrzebną aferę. Musiałam jednak trzymać Jamesa na dystans, kto wie kim był w przeszłości?
No właśnie – przeszłość. Nie mogę mu powiedzieć o mojej, ponieważ wystraszyłby się, a co gorsza… powiedział wszystkim i musiałabym przeżywać to co kiedyś. Nie, nie dowie się. Nie może.
- Gotowa? – z transu wybudziła mnie machająca dłoń chłopaka tuż przed moim nosem. Kiwnęłam twierdząco głową, po czym wyszłam z domu a James go zamknął. Ja swój klucz trzymałam głęboko w kieszeni spodni.
- Gdzie najpierw? – spytałam go, ale patrzyłam przed siebie.
- Central Park jest dwie ulice stąd. – powiedział. – Masz ochotę?
Nie odpowiedziałam, ale ruszyłam w kierunku który pokazał James. Tuż za plecami usłyszałam jego ciężkie kroki. Szliśmy prosto w ciszy, ja nie zamierzałam się odzywać pierwsza, w końcu nie prosiłam go żeby ze mną poszedł, a on jak było widać też milczał. Kątem oka spojrzałam na niego i dostrzegłam, że jest przybity.
- Coś się stało? – wymsknęło mi się, choć wcale tego nie planowałam. Kąciki jego ust drgnęły ku górze powodując lekki uśmiech.
- Nic ważnego. Po prostu, tęsknię za… kimś. – widać było gołym okiem że coś ukrywa. – Oto Central Park. – rozłożył ramiona a ja spoglądnęłam przed siebie.
Ta część Nowego Jorku już podobała mi się najbardziej – miejsce gdzie można było odetchnąć od spalin samochodowych, wiecznie tłoczącego się tłumu po ulicach i chodnikach, od trąbiących aut i przekrzykujących się nawzajem ludzi. Przekroczyłam bramę a obok mnie szedł ramię w ramię James. Uśmiechnęłam się lekko i nie myśląc dłużej pobiegłam na pierwsze małe wzgórze śmiejąc się praktycznie z niczego. Po prostu chciałam odreagować te wszystkie smutki z ostatnich lat. Musiałam wyrzucić z siebie to wszystko. Zerknęłam w tył i ujrzałam osłupiałego Jamesa, lecz po chwili otrząsnął się i biegł za mną. Niestety miał dłuższe nogi oraz był bardziej wysportowany, więc migiem mnie dogonił.
- Niee! – pisnęłam śmiejąc się i biegłam dalej nie patrząc w nogi.
Poczułam jego ręce na swoich biodrach. Po chwili unosiłam się w powietrzu, machając gorączkowo nogami, ale uśmiech ani na chwilę nie schodził mi z twarzy. James również podzielał moją radość, ponieważ cały czas się śmiał głośno. Wtem nogi bruneta ugięły się prawdopodobnie pod moim ciężarem i upadliśmy na trawę. Poturlaliśmy się w dół i zatrzymaliśmy dopiero pod wielkim drzewem.
- Nigdy.. w życiu.. nie… robiłem.. czegoś.. takiego. – wydyszał James patrząc na mnie.
Ja wciąż dyszałam, próbując złapać oddech. Jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, że widziałam oczy bruneta. Były jak czekolada mleczna rozpływająca się w ustach, przepełnione iskierkami radości lecz gdzieś tam głęboko wiedziałam, że wystarczył jeden nieodpowiedni gest, nieodpowiednie słowo a wszystko by runęło. Dołeczki w policzkach dodawały mu uroku, którego zresztą miał pod dostatkiem. Zauważyłam, że kiedy przechodziliśmy przez ulicę sporo dziewczyn oglądało się za nim, a on zdawał się tego nie zauważać. Może jednak to była tylko gra? Może doskonale wiedział o swojej atrakcyjności i chciał sama nie wiem… zwabić kogoś do siebie, aby potem wykorzystać?
- Ever? Ever? – głos Jamesa potoczył się echem w mojej głowie.- Nic ci nie jest? Znowu się zamyśliłaś…
- Ja… ja przepraszam. – wydukałam i zauważyłam, że James już wstał i podawał mi dłoń. Chwyciłam ją. Podciągnęłam się i wstałam.
- Trochę się ściemniło. – powiedział chłopak wkładając ręce w kieszenie bluzy i zaczął kiwać się lekko w przód i w tył.
- Rzeczywiście. Chyba powinniśmy wracać. – przytaknęłam.
I ruszyliśmy w ciemną noc, którą oświetlał jedynie księżyc wraz z gwiazdami oraz nielicznymi latarniami. Pierwsze krople deszczu spłynęły po moim swetrze, a chwilę później zaczął padać gęsty deszcz. Zarzuciłam kaptur na głowę i zaczęliśmy biec, ale to niewiele dało, ponieważ on i tak po chwili opadł. Buty miałam już całe przemoczone, więc stopy mi się ślizgały i już prawie upadłam, kiedy James złapał mnie w ostatniej chwili.
- Dzięki. – wyszeptałam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
Podłużne kosmyki włosów przylepiły mi się do twarzy i tak samo było z ubraniami. Czułam się dość niekomfortowo, a policzki nagle zaczęły mnie mocno palić. Westchnęłam i spojrzałam na bruneta. Uśmiechnął się szeroko, mimo iż był cały mokry, a krople spływały po jego twarzy. Mrugnął do mnie znacząco, a ja roześmiałam się.
Dalej pobiegliśmy razem. Do domu nie została nam długa droga, a czas spędzony z Jamesem wydawał się być zaledwie chwilą. A co było najlepsze? Nie pomyślałam przy nim ani razu o Justinie!
Ups…

Od autorki : Postanowiłam dodać rozdział z okazji urodzin Justina, wszystkiego najlepszego kochany, ah, starzejesz się nam :( No, ale nic. Dziękuję za wasze opinie na temat prologu i staram się robić kilka rozdziałów na zapas, ale niestety wena mnie opuściła oraz klawiatura mi się buntuje. No cóż, bywa :)

4 komentarze:

  1. Oj tam oj tam, ja nie czuję, żebyś nie miała weny. Rozdział jest... super. życie normalnej nastolatki, która wyjechała. z tym, że Ever nie jest normalną nastolatką, jej przeżycia są straszne... a o Justinie niby zapomniała, ale on wciąż siedzi w jej głowie... tak to bywa... mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie trochę więcej Jusa... czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie się zaczyna :3 jestem ciekawa co będzie z justinem i jak wszystko sie potoczy. czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twoje opowiadanie i cieszę się że zrobiłaś drugą część :) Rozdział jest cudowny jak zwykle ale jest jedna rzecz która mnie dziwi w twoim blogu otóż dlaczego ty masz tak mało komentarzy? Masz ogromny talent do pisania i jest to denerwujące że opowiadania które są beznadziejne mają po 20 komentarzy a takie jak twoje tak mało. Jednak pamiętaj że masz tych prawdziwych czytelników. + życzę ci szybkiego powrotu weny bo czekamy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział;) Cieszę się, że zaczęłaś pisać dalszą część;) Czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń