- Będę
tęsknić. – wyszeptał mężczyzna przytulając mnie do siebie. Mocno wtuliłam się w
ramiona taty i westchnęłam cicho. Słowa „Ja za tobą też” nie chciały przejść
przez moje gardło, ponieważ było tak mocno ściśnięte że nie potrafiłam niczego
w tym momencie powiedzieć.
Odsunęłam
się delikatnie i spojrzałam na niego. Wymusiłam uśmiech, po czym zarzuciłam
plecak na ramiona a w ręce trzymałam rączkę walizki. Nie lubiłam się żegnać,
nigdy nie wiedziałam co powiedzieć w tym momencie. Nie lubiłam okazywać uczuć,
ponieważ zawsze mam wrażenie że ludzie wtedy czytają we mnie jak w książce, że
wykładam im siebie na tacy. Skinęłam głową na pożegnanie i wsiadłam do
autobusu.
Przez
całą drogę patrzyłam przez okno, próbując nie myśleć o tym, że tam będzie dużo
bardziej utalentowanych ludzi ode mnie. Chciałam skupić się na czymś
przyjemnym, ale nie bardzo mi to wychodziło. Ze zdenerwowania wyjęłam książkę
„Jesienna Miłość” i zaczęłam czytać.
-
Panienko, to chyba Pani przystanek. – nawet nie zauważyłam jak dojechałam na
miejsce, a kierowca autobusu musiał mnie wybudzić ze świata książkowego.
-
Dziękuję. – mruknęłam zawstydzona. Zarzuciłam plecak na ramię, a w ręce
trzymałam sweter. Mężczyzna pomógł mi wyjąć walizkę z bagażnika. Podziękowałam
mu, po czym autobus odjechał a ja zostałam sama.
Miałam
mętlik w głowie. Nie wiedziałam gdzie pójść. Na tej ulicy było bardzo dużo
różnych domków, a jeszcze więcej było ludzi z walizkami i torbami, próbujących
przekrzyczeć wszystkich. Widziałam jak rodziny żegnały się, a córka bądź syn
obiecywali, że będą dzwonić. Zobaczyłam na końcu ulicy olbrzymi budynek, którym
zapewne musiała być szkoła.
W końcu
pojęłam, że jako jedyna stoję na środku drogi z walizką jak głupia nie mając
pojęcia co robić. Wyjęłam zmiętą kartkę z tylnej kieszeni spodni i odszukałam
numer mojego domku – 54. Spojrzałam na najbliższy domek gdzie pisało „12” a
dalej od szkoły „13”. Ruszyłam więc w tamtym kierunku, a kiedy zatrzymałam się
przy moim zauważyłam jakiegoś chłopaka.
„Pewnie
pomaga swojej dziewczynie” – pomyślałam, ale chłopak wszedł zamykając za sobą
drzwi. Zmarszczyłam czoło widząc jak auto spod mojego nowego domu odjeżdża. Co
tu jest grane?
Otworzyłam
drzwi kluczem i postawiłam w przedpokoju walizki. Stanęłam, nasłuchując czyichś
kroków oraz co chwile zamykanie i otwieranie się drzwi. Ostrożnie wzięłam
plecak, po czym weszłam do ostatniego pokoju w korytarzu skąd dochodziły te
wszystkie dźwięki. A co jeśli to był
jakiś włamywacz, albo psychopata?
- AHA!
– krzyknęłam i wyciągnęłam przed siebie ręce w geście obrony w razie napaści,
lecz nic takiego się nie stało.
Brunet
właśnie rozpakowywał walizkę, a widząc mnie w drzwiach przerwał wcześniej
wykonywaną czynność i spojrzał lekko zaskoczony moim gestem. Zmrużył oczy, po
czym roześmiał się głośno, ale nie był to śmiech mordercy.
- Ty
myślałaś że ja.. – podszedł bliżej, a ja cofnęłam się od razu. – Okej, okej.. –
zrezygnowany uniósł ręce co miało znaczyć jako „Poddaję się” – Ty myślałaś, że
ja jestem jakimś złodziejem, albo coś.. Prawda?
Nie
odpowiedziałam tylko kiwnęłam lekko głową, na co chłopak ponownie zaniósł się
śmiechem, ale kiedy posłałam mu groźne
spojrzenie – przestał.
- No
dobra, już wyjaśniam. Nie było miejsca nigdzie, w żadnym domku gdzie mieszkali
chłopcy, a ja zapisałem się na te studia jako ostatni. Dziewczyna która miała z
tobą mieszkać, Katy Fletcher w ostatniej chwili zrezygnowała i oto jestem ! –
uśmiechnął się lekko.
-
Dlaczego miałabym ci uwierzyć? – spytałam nadal patrząc a niego nieufnie, ale
opuściłam ręce.
Brunet
wyciągnął z kieszeni papier i podał mi go. Była to kartka na której znajdowało
się oświadczenie o zamieszkaniu w domu z numerem „54”, no i było własnoręcznie
podpisane i pod pieczętowane przez dyrekcję uniwerku. Westchnęłam, po czym
oddałam mu papier.
- No
dobra, wierzę…
- Wiem,
że to dziwne. Przydzielają tak domki tylko w kryzysowych i naprawdę rzadkich
okazjach. – powiedział na swoje usprawiedliwienie.
-
Dobrze, już dobrze. Jakoś to przeżyję.. – uśmiechnęłam się lekko, żartobliwie.
-
Jestem James. – wyciągnął rękę a ja ją uścisnęłam.
- Ever.
– powiedziałam, a James wyglądał na zaskoczonego. – No co ?
- Nie
nic… Twoje imię jest takie niespotykane. – wymówił te słowa w bardzo dziwny
sposób. Nie umiałam tego określić, ale brzmiał tajemniczo. – Pomóc ci z
walizkami? – spytał.
- Oh. –
westchnęłam.- Nie trzeba, ja sobie sama dam radę. – powiedziałam, po czym
zostawiłam Jamesa za plecami i ruszyłam do przedpokoju. Chwyciłam za walizki i
dotargałam się z nimi do pokoju przed chłopakiem, zaraz koło kuchni.
Rozpakowywanie
zajęło mi zaledwie pół godziny. Później zgłodniałam i udałam się do kuchni,
gdzie zostawiłam moje ukochane płatki Crunchy. Wtedy natknęłam się na plan
wykładów pozostawiony na stoliku. Jeden był mój a drugi Jamesa. Ciekawe kto go
tu dał? Zmarszczyłam czoło i przejrzałam go kilka razy. Zaczynam dopiero od
jutra, ponieważ dzisiaj była niedziela. Miałam jeszcze parę godzin przed
zmrokiem, więc postanowiłam pozwiedzać okolicę.
-
Wychodzisz? – w holu stał James tuż nade mną, kiedy ubierałam buty.
- Idę
pozwiedzać. – mruknęłam zawiązując ostatnią sznurówkę.
Wstałam
i narzuciłam na siebie sweter, po czym podciągnęłam rękawy. Spojrzałam
wyczekująco na bruneta, ponieważ on nie ruszał się z miejsca.
- Mogę
iść z tobą? Mniej więcej znam okolicę.. – powiedział trochę zamyślony.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy mierząc go spojrzeniem od góry do dołu.
-
Jasne. – wzruszyłam ramionami. – Czemu nie…
-
Super! – ucieszył się i zaczął zakładać buty.
Ja
natomiast zastanawiałam się czy dobrze robię. W końcu prawie go nie znałam, a
już miałam z nim mieszkać. Gdyby mój tata się o tym dowiedział pewnie by pozwał
wszystkich kierowników tych studiów i domków oraz zrobił z tego niepotrzebną
aferę. Musiałam jednak trzymać Jamesa na dystans, kto wie kim był w
przeszłości?
No
właśnie – przeszłość. Nie mogę mu powiedzieć o mojej, ponieważ wystraszyłby
się, a co gorsza… powiedział wszystkim i musiałabym przeżywać to co kiedyś.
Nie, nie dowie się. Nie może.
-
Gotowa? – z transu wybudziła mnie machająca dłoń chłopaka tuż przed moim nosem.
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym wyszłam z domu a James go zamknął. Ja swój
klucz trzymałam głęboko w kieszeni spodni.
- Gdzie
najpierw? – spytałam go, ale patrzyłam przed siebie.
-
Central Park jest dwie ulice stąd. – powiedział. – Masz ochotę?
Nie
odpowiedziałam, ale ruszyłam w kierunku który pokazał James. Tuż za plecami
usłyszałam jego ciężkie kroki. Szliśmy prosto w ciszy, ja nie zamierzałam się
odzywać pierwsza, w końcu nie prosiłam go żeby ze mną poszedł, a on jak było
widać też milczał. Kątem oka spojrzałam na niego i dostrzegłam, że jest
przybity.
- Coś
się stało? – wymsknęło mi się, choć wcale tego nie planowałam. Kąciki jego ust
drgnęły ku górze powodując lekki uśmiech.
- Nic
ważnego. Po prostu, tęsknię za… kimś. – widać było gołym okiem że coś ukrywa. –
Oto Central Park. – rozłożył ramiona a ja spoglądnęłam przed siebie.
Ta
część Nowego Jorku już podobała mi się najbardziej – miejsce gdzie można było
odetchnąć od spalin samochodowych, wiecznie tłoczącego się tłumu po ulicach i
chodnikach, od trąbiących aut i przekrzykujących się nawzajem ludzi. Przekroczyłam
bramę a obok mnie szedł ramię w ramię James. Uśmiechnęłam się lekko i nie
myśląc dłużej pobiegłam na pierwsze małe wzgórze śmiejąc się praktycznie z niczego.
Po prostu chciałam odreagować te wszystkie smutki z ostatnich lat. Musiałam
wyrzucić z siebie to wszystko. Zerknęłam w tył i ujrzałam osłupiałego Jamesa,
lecz po chwili otrząsnął się i biegł za mną. Niestety miał dłuższe nogi oraz
był bardziej wysportowany, więc migiem mnie dogonił.
- Niee!
– pisnęłam śmiejąc się i biegłam dalej nie patrząc w nogi.
Poczułam
jego ręce na swoich biodrach. Po chwili unosiłam się w powietrzu, machając
gorączkowo nogami, ale uśmiech ani na chwilę nie schodził mi z twarzy. James
również podzielał moją radość, ponieważ cały czas się śmiał głośno. Wtem nogi
bruneta ugięły się prawdopodobnie pod moim ciężarem i upadliśmy na trawę.
Poturlaliśmy się w dół i zatrzymaliśmy dopiero pod wielkim drzewem.
-
Nigdy.. w życiu.. nie… robiłem.. czegoś.. takiego. – wydyszał James patrząc na
mnie.
Ja
wciąż dyszałam, próbując złapać oddech. Jego twarz znajdowała się tak blisko
mojej, że widziałam oczy bruneta. Były jak czekolada mleczna rozpływająca się w
ustach, przepełnione iskierkami radości lecz gdzieś tam głęboko wiedziałam, że
wystarczył jeden nieodpowiedni gest, nieodpowiednie słowo a wszystko by runęło.
Dołeczki w policzkach dodawały mu uroku, którego zresztą miał pod dostatkiem.
Zauważyłam, że kiedy przechodziliśmy przez ulicę sporo dziewczyn oglądało się
za nim, a on zdawał się tego nie zauważać. Może jednak to była tylko gra? Może
doskonale wiedział o swojej atrakcyjności i chciał sama nie wiem… zwabić kogoś
do siebie, aby potem wykorzystać?
- Ever?
Ever? – głos Jamesa potoczył się echem w mojej głowie.- Nic ci nie jest? Znowu
się zamyśliłaś…
- Ja…
ja przepraszam. – wydukałam i zauważyłam, że James już wstał i podawał mi dłoń.
Chwyciłam ją. Podciągnęłam się i wstałam.
-
Trochę się ściemniło. – powiedział chłopak wkładając ręce w kieszenie bluzy i
zaczął kiwać się lekko w przód i w tył.
-
Rzeczywiście. Chyba powinniśmy wracać. – przytaknęłam.
I
ruszyliśmy w ciemną noc, którą oświetlał jedynie księżyc wraz z gwiazdami oraz
nielicznymi latarniami. Pierwsze krople deszczu spłynęły po moim swetrze, a
chwilę później zaczął padać gęsty deszcz. Zarzuciłam kaptur na głowę i
zaczęliśmy biec, ale to niewiele dało, ponieważ on i tak po chwili opadł. Buty
miałam już całe przemoczone, więc stopy mi się ślizgały i już prawie upadłam,
kiedy James złapał mnie w ostatniej chwili.
-
Dzięki. – wyszeptałam i wyswobodziłam się z jego uścisku.
Podłużne
kosmyki włosów przylepiły mi się do twarzy i tak samo było z ubraniami. Czułam
się dość niekomfortowo, a policzki nagle zaczęły mnie mocno palić. Westchnęłam
i spojrzałam na bruneta. Uśmiechnął się szeroko, mimo iż był cały mokry, a
krople spływały po jego twarzy. Mrugnął do mnie znacząco, a ja roześmiałam się.
Dalej
pobiegliśmy razem. Do domu nie została nam długa droga, a czas spędzony z
Jamesem wydawał się być zaledwie chwilą. A co było najlepsze? Nie pomyślałam
przy nim ani razu o Justinie!
Ups…
Od autorki : Postanowiłam dodać rozdział z okazji urodzin Justina, wszystkiego najlepszego kochany, ah, starzejesz się nam :( No, ale nic. Dziękuję za wasze opinie na temat prologu i staram się robić kilka rozdziałów na zapas, ale niestety wena mnie opuściła oraz klawiatura mi się buntuje. No cóż, bywa :)
Oj tam oj tam, ja nie czuję, żebyś nie miała weny. Rozdział jest... super. życie normalnej nastolatki, która wyjechała. z tym, że Ever nie jest normalną nastolatką, jej przeżycia są straszne... a o Justinie niby zapomniała, ale on wciąż siedzi w jej głowie... tak to bywa... mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie trochę więcej Jusa... czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńfajnie się zaczyna :3 jestem ciekawa co będzie z justinem i jak wszystko sie potoczy. czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie i cieszę się że zrobiłaś drugą część :) Rozdział jest cudowny jak zwykle ale jest jedna rzecz która mnie dziwi w twoim blogu otóż dlaczego ty masz tak mało komentarzy? Masz ogromny talent do pisania i jest to denerwujące że opowiadania które są beznadziejne mają po 20 komentarzy a takie jak twoje tak mało. Jednak pamiętaj że masz tych prawdziwych czytelników. + życzę ci szybkiego powrotu weny bo czekamy :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział;) Cieszę się, że zaczęłaś pisać dalszą część;) Czekam na nn;)
OdpowiedzUsuń