Powiedzieli mi, że jestem chora. Mam schizofrenię i muszę
się leczyć, spotykać z psychiatrą, dlatego mnie przywiązali do łóżka, żebym nie
mogła popełnić samobójstwa, ale po miesiącu..
W końcu
uwolnili moje ręce i mogłam pisać. Jak cudowne uczucie było wolnego nadgarstka.
Ręce nadal miałam zabandażowane po mojej próbie samobójczej. Rozmawiałam też z
psychiatrą, który mówił mi o tym, abym nie słuchała tych głosów i tego co mi
każą zrobić. Ale to co oni mówią jest prawdziwe, więc nie mogę ich nie słuchać.
To takie trudne. Nie wiem już co jest kłamstwem, a co prawdą.
Lekarze pozwolili na odwiedziny raz na dzień i to zaledwie
przez pół godziny. Pół godziny milczenia razem z tatą. To znaczy on na początku
mówił, ale kiedy zorientował się, że go nie słucham przestał. Od tamtej pory
przychodzi codziennie i siedzimy w ciszy.
Justin nie przyszedł ani razu, a od tamtej pory kiedy ze mną
zerwał, czyli miesiąc temu. Zbliżały się wakacje, a ja utknęłam w szpitalu. W
ciągu maja miałam zaledwie tylko 7 prób samobójczych. Za każdym razem
pielęgniarki w porę przybiegały i doprowadzały mnie do porządku. Na rękach
wciąż miałam ślady po ukłuciach igły.
Jedyne co mogłam robić to pisać na kartkach wyrwanych z
zeszytu, który przyniósł mi ojciec. Przelewałam uczucia na papier tak jak
zalecał mi psychiatra, ale nikomu nie pokazywałam ich.
*
Samotność oto co czuję
leżąc sama w łóżku szpitalnym. Otaczają mnie jedynie ściany o koloru wyblakłej
zieleni. Wszędzie czuję smród, ale nie to jest najgorsze, ale to, że jestem sama.
Całkiem sama. Nie ma nikogo kto by mi powiedział iż mam powód aby żyć.
Jakikolwiek powód… ale nie mam.
Wyszedłem ze szkoły w towarzystwie kumpli i April, ale
myślami byłem daleko. Ciągle nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Ever próbowała
się zabić. Czy ja nie dawałem jej szczęścia, nie kochała mnie? Od miesiąca nie
widziałem się ani z nią, ani z ojcem Ever. Nie raz chciałem pójść i odwiedzić
ją w szpitalu, ale zawsze tchórzyłem. Bałem się, że jak na nią spojrzę to nie
zobaczę miłości w jej oczach.
- Justin! – to
April wołała mnie. Zamrugałem oczami i wysiliłem się na uśmiech. –
Idziemy do wesołego miasteczka. Idziesz z nami?
- Nie dzięki. Idę się przejść. – powiedziałem.
- No co ty! Odkąd nie jesteś z Simon ciągle się
„przechodzisz”. Poza tym ty kochasz wesołe miasteczko! – oburzył się Seth.
- Po prostu…
- Bieber nie bądź świrem. To, że z nią zerwałeś nie świadczy
o końcu świata. – warknął Dan. – Ta
laska pomieszała ci w głowie. Ona jest wariatką. Sam mówiłeś, że słyszy głosy i
jeszcze próbowała popełnić samobójstwo…
- Odczep się od Ever. – warknąłem i chwyciłem go za koszulę
przypierając go do muru. April pisnęła przerażona. Nie spodziewała się po mnie
takiego zachowania. – Jeszcze raz powiesz coś złego o niej a przysięgam, że
wybiję ci wszystkie te ząbki tak, że nie będziesz jak miał podrywać panny.
Zrozumiano?! – ostatnie zdanie wykrzyczałem mu w twarz.
Dan pokiwał głową, a ja go puściłem po czym splunąłem na
ziemię i odszedłem. Narzuciłem kaptur na głowę, a ręce schowałem do kieszeni.
Czułem jak pojedyncze krople z nieba skapują na moją bluzę. Spojrzałem w niebo
i wspomniałem moment kiedy poznaliśmy się z Ever na dziedzińcu w szkole. Kiedy
siedziała pod drzewem jedząc lancz.
Przyzwyczaiłam się do
myśli, że już go nie zobaczę. Właściwie straciłam nadzieję już po pierwszym
tygodniu przebywania w szpitalu. Czasami
wspominałam czasy kiedy mieszkałam u niego, wtedy pojawiała się myśl o tym, że
może jeszcze mu zależy, że nie przestał kochać… ale wtedy kobieta i mężczyzna z
moich „urojonych” głosów przywracają mnie do rzeczywistości. A jest ona tak
jaka jest, czyli szara, pozbawiona kolorów.
Wszedłem przez starą, zardzewiałą bramę do cmentarza. Wiatr
wiał na wszystkie strony, a deszcz moczył moje ubrania, ale nie przejmowałem
się tym. Brnąłem dalej i szukałem grobu Kevina. Nie trudno go znalazłem,
ponieważ bardzo dobrze pamiętałem chwilę kiedy znalazłem tu Ever w tej cudnej
sukience, która podkreślała jej urodę. Swoją drogą byłem niezmiernie zdziwiony
widząc ją w tej kreacji. Nigdy bym się nie spodziewał, że nasza Ever… Nasza Ever może kiedykolwiek wyglądać
tak kobieco.
Na samo wspomnienie lekki uśmiech wpełzł na moje wargi, aby
po chwili zniknąć.
Usiadłem przy grobie Kevina i spojrzałem na tablicę.
Domyśliłem się, że napis pod spodem wymyśliła Ever, a nie jej matka czy ojciec.
Splotłem palce i rozejrzałem się dookoła, ponieważ ciężko było mi spojrzeć na
grób. To tak jakbym stał naprzeciwko brata mojej byłej dziewczyny. Mojej Ever.
Jest tyle słów które chciałbym mu powiedzieć, ale jakoś
żadne nie chciały wyjść z mojego gardła. Tak bardzo czułem się winny temu, co
zrobiłem. Wewnętrzny ból rozdzierał mnie od środka, nie potrafiłem uwolnić się
od niego. Głos sumienia podpowiadał mi, że powinienem naprawić relację z Ever,
ale bałem się…
- Przepraszam. – powiedziałem w końcu.
Czułem się tak, jakby Kevin stał tuż przede mną i mierzył
mnie surowym spojrzeniem, które pytało „Za co? Za moją śmierć? Nie przepraszaj
za to, tylko zatroszcz się o moją siostrę”.
- Przepraszam, że ją skrzywdziłem. Ale beze mnie będzie jej
lepiej. Tak. Ja przynoszę tylko cierpienie. Zabiłem ciebie, ona leży w
szpitalu, przez co jej ojciec również cierpi… A zaczęło się to wszystko ode
mnie.
Każdy dzień był pusty.
Inni mówią, że nienawidzą płakać, nie lubią cierpieć. Ja uważam, że najgorsze
jest to kiedy patrzysz pusto na ścianę i nie czujesz nic. Nie obchodzi cię to
co się z tobą stanie, czy będziesz żył, czy za chwilę umrzesz. Nieważna jest
dla ciebie rodzina, czy ktoś się tobą interesuje lub nie. Po prostu istniejesz…
Wróciłem do domu w którym panowała głucha cisza. Rzuciłem
klucze na stół w salonie i poszedłem do swojego pokoju. Zasłoniłem okna a w
wierzy puściłem muzykę, która odzwierciedlała mój nastrój. Położyłem się na
łóżku i patrzyłem w sufit. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności.
Wsłuchiwałem się w tekst, który jeszcze bardziej przypominał
mi o Ever. Moja Ever. Co ja bym dał,
żeby Cię teraz zobaczyć. Wtem poczułem wibrację w prawej kieszonce dżinsów.
Wyjąłem telefon i nie patrząc na wyświetlacz rzuciłem nim o ścianę, a on
rozpadł się na dwa kawałki.
Po moich policzkach spłynęły duże krople słonych łez.
Pozwoliłem aby mnie łaskotały, ponieważ i tak nikt mnie teraz nie widział.
Boże, jaki czułem się samotny.
Byłem pusty i nie czułem nic, a przynajmniej nic tak silnego
jak moja miłość do Ever. Ta dziewczyna
odebrała część mnie, którą musiałem odzyskać, bo inaczej nie zacznę już
nigdy normalnie żyć.
Czasami tak myślę
sobie, co by było gdybym teraz wyszła do łazienki i odłamała kawałek lustra, po
czym wbiła sobie go w nadgarstek, albo brzuch? Krew sączyłaby się z moich żył i
skapywała na kafelki. Pamiętam ostatnim razem jak to robiłam, czułam z każdą
kolejną kroplą ulgę, tak jakby problemy wypływały ze mnie. I teraz też
chciałam. Poszłam do łazienki uciekając od wścibskich pielęgniarek i stanęłam
przed lustrem. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia po czym uderzyłam w nie na
skraju, aby odłamał się kawałek. Głosy w głowie powiedziały mi, że dobrze robię
i ja się z nim zgodziłam, więc… Zrobiłam to.
Od autorki: Przepraszam, ale to jest mój ostatni rozdział tego opowiadania. Napiszę jeszcze epilog i kończę! ALE mam nowego bloga z nowym opowiadaniem, które będzie zupełnie inne :
Serdecznie zapraszam do obejrzenia zwiastuna i przeczytania prologu :)
Dlaczego koniec.? .. Przecież.. Nie możesz teraz skończyć. ;c
OdpowiedzUsuńco? co? nie, nie możesz teraz skończyć. zakończyć opowiadanie jej śmiercią. ja chyba zapłaczę się na śmierć jak to zrobisz. proszę, zakończ happy endem <3
OdpowiedzUsuńCzyli, że co? Ever umrze? Ja nie chcę :( Pisz szybciutko Epilog :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz ja cię kiedyś znajdę... i uduszę... tyle łez wylałam nad tym opowiadaniem, a ty chcesz je w taki sposób zakończyc? No bez jaj, przecież ona miała życ, miała byc z Justinem, mieli wziąc ślub i miec gromadkę dzieci... dobra, może nie aż tak słodko. no ale mimo wszystko szanuję twój pomysł i zdaję sobie sprawę z tego, że tak już musi byc.. teraz czekam tylko na epilog :)
OdpowiedzUsuńjeśli w epilogu oni się nie zejdą, a Ever umrze - to osobiście cię zabiję ;D. a tak na serio, to proszę o happy end :). / rosenn.
OdpowiedzUsuń