Czy to jest niebo? Ta czarna pustka w mojej głowie?
Wspomnienia przelatujące przez mój mózg jak stary czarno-biały film? Czekałam,
aż ktoś się pojawi z tej pustki i powie mi gdzie się znajduję tak, jak to
często oglądałam na filmach. Nic z tego. Nie było ani Kevina, ani babci ani
nikogo innego z moich zmarłych krewnych. Chciałam zobaczyć jak wyglądam, ale
nie mogłam. Po prostu istniałam.
Chciałam
otworzyć oczy, ale powieki nagle stały się tak ciężkie, jakby ważyły 100
kilogramów. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć ale głos ugrzązł mi w gardle.
Chciałam ruszyć ręką lub nogą i poczuć że może jednak nie umarłam i żyję.
- Boże…
- do moich uszu dotarł szept.
Na
dźwięk tego głosu moje serce krwawiło. Brzmiał tak żałośnie i bezradnie, jakby
nic nie mógł zrobić. Starałam się coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie mógł
wydobyć się z moich ust. Wtedy poczułam prze ktoś mnie dotyka. Każda komórka
mojego ciała odczuła bardzo wyraźnie ten dotyk.
-
Dlaczego? – jego głos załamał się. Słone łzy skapywały na moje ręce, czułam jak
mnie łaskoczą w wierzch dłoni. – Cholera! – teraz krzyczał i słyszałam trzask,
kiedy uderzył w coś szklanego, ponieważ rozpadło się na miliony drobnych
kawałeczków, a jeden z nich ukłuł mnie w dłoń. – Przecież wszystko było dobrze!
Jak mogłaś mi to zrobić? Myślisz tylko o sobie! A pomyślałaś o tym, jak ja się
czuję? Może ja też cierpię, co? Nie!
-
Proszę się uspokoić… - odezwał się kobiecy głos.
-
Obchodzi cię tylko to, że ty cierpisz a wszystkich innych masz w dupie! Wiesz
co? To koniec! Z nami koniec. – krzyknął, po czym było słychać trzaskanie
drzwiami.
-
Justin… - udało mi się wyszeptać, ale było za późno. Odszedł.
- Pani
Simon? Pani Simon? Słyszy mnie pani? – zapewne to by głos pielęgniarki, ale nie
miałam ochoty odezwać się. Moją głowę zaprzątał głównie Justin. Zerwał ze mną. Zerwał. – Proszę się odezwać !
Straciłam
chęć do życia. Czułam jak staję się lekka i unoszę się. Widziałam światłość i
wiedziałam, że tam będę szczęśliwa. Może tam zobaczę Kevina, znowu będzie jak
dawniej…
- Tracimy ją…
Czułam
jak się uśmiecham. Byłam już coraz bliżej, niemal biegłam w tamtą stronę, ale
wcale się nie przybliżałam, a wręcz oddalałam coraz bardziej.
- NIE!
– krzyknęłam, a mój głos potoczył się echem.
- Dasz radę Ever…
Światło
było coraz dalej. Płakałam. Chciałam do Kevina. Na Ziemi już nic mnie nie
trzymało. Próbowałam się odpychać od ciążącej pustki, ale nie mogłam iść
szybciej. Moje nogi… moje nogi…
Otworzyłam
oczy. Przez moment oślepiało mnie białe światło lampy, dopiero gdy mrugnęłam
kilka razy zauważyłam zamazane sylwetki pielęgniarek oraz doktora.
- Panno
Simon? Słyszy mnie pani? – to był doktor. Pochylał się w moją stronę, a jeden
niesforny, czarny loczek opadł mu na twarz.
- Tak…
- wyszeptałam, chociaż było mi słabo.
-
Proszę podążać wzrokiem za moim palcem. – powiedział lekarz.
Po
wszystkich koniecznych badaniach w końcu miałam chwilę spokoju. Nikt nie
przychodził i szczerze nie chciałam, żeby to się zmieniło. Było mi dobrze
samej. Wpatrywałam się tępo w ścianę odlatując od rzeczywistości.
Słyszałam
głosy. Nikt inny oprócz mnie, to wiedziałam na pewno. Oprócz mężczyzny,
pojawiła się jeszcze kobieta, która kiedy mówiła piszczała niczym mysz.
Strasznie mnie irytowała, ale mimo wszystko oni byli przy mnie, kiedy Justin
odszedł. Taty również nie było do końca tego dnia, nie wiedziałam dlaczego, ale
szczerze mnie to nie obchodziło.
- Czy w
tym szpitalu zawsze śmierdzi? – w głosie kobiety wyczułam wzdrygnięcie się.
-
Niestety. Właściwie dlaczego ja was widzę, a inni nie? – spytałam z ciekawością.
- Inni
nie są nas godni. – prychnęła kobieta. – Ale ty, taka drobna kruszynka, która
jeszcze żyje powinna nas widzieć. Tylko my jesteśmy przy tobie, nikogo innego
nie ma. – powiedziała ze zjadliwością.
-
Chłopak cię rzucił, ojciec ma w dupie a te wszystkie pielęgniarki mają masę
innych pacjentów. Jesteś dla nich problemem. Kiedy w końcu się zabijesz, ale
tak na serio? – westchnął znudzony mężczyzna.
- Nie
mam czym. Usunęli mi spod ręki wszystkie ostre narzędzia. – rozejrzałam się po
pomieszczeniu, aby upewnić ich.
- No to
się rusz dziewczyno i wyjdź w końcu z tego łóżka! – powiedziała złośliwie
kobieta.
-
Przywiązali mnie, jakbyś nie zauważyła. – prychnęłam i na dowód tego szarpnęłam
rękami i nogami.
- Czy
wszystko w porządku? – zobaczyłam pielęgniarkę w drzwiach, która spoglądała na
mnie niepewnie.
Nie
odpowiedziałam jej, tylko wpatrywałam się tępo w sufit pragnąc zasnąć i już się
nigdy więcej nie obudzić. Taka śmierć wcale nie byłaby zła. Nikt by nie
zauważył mojego zniknięcia.
- Za
godzinę przyjdzie psychiatra aby porozmawiać. – usłyszałam głos pielęgniarki.
Spojrzałam
na nią kątem oka i westchnęłam, kiedy wyszła pośpiesznie. Przez dużą szybę w sali,
gdzie leżałam obserwowałam lekarzy przechodzących korytarzem oraz chorych. Wspomniałam
czasy, gdy spotkałam Justina w szpitalu, kiedy się mną opiekował.
Uśmiech
sam nasunął mi się na usta. Tak bardzo chciałabym zobaczyć teraz jego
czekoladowe tęczówki, szeroki uśmiech…
-
Zapomnij o nim głupia. Przecież Cię zostawił. – pisnęła kobieta.
- Rany,
wy baby jesteście takie głupie. Naprawdę myślicie, że chce nam się przejmować
jakimiś waszymi problemami? Mamy własne. Nie dziwię się mu, że Cię zostawił.
-
Oszczędźmy ją może trochę. Jak uważasz? – spytała swojego kolegę kobieta, po
czym obydwoje zanieśli się obrzydliwym dla moich uszu śmiechem.
-
Przestańcie! – krzyknęłam i chciałam się uwolnić, ale to było zbędne, ponieważ
przywiązali mnie tak mocno, że ledwie mogłam ruszać palcami. Wbiłam paznokcie w
prześcieradło i zaczęłam krzyczeć.
Do sali
wpadła zgraja ludzi ubranych w niebieskie i białe kitle. Jeden z nich chciał
wbić mi w ramię igłę, ale moje ciało podrygiwało tak, że nie mógł sobie trafić.
W końcu czyjeś ręce mocno mnie chwyciły, pozbawiając możliwości ruchu. Czułam
jak igła przebija moją skórę, a jakiś płyn wpływa do moich żył mieszając się z
krwią. Potem odpłynęłam.
matko, to jakiś horror, a Justin... co z nim? odbiło mu? co za idiota, najchętniej bym go udusiła... w ogóle to dlaczego tak smutno? i tak dramatycznie? przecież oni mieli byc razem i wszystko miało byc już dobrze... mam nadzieję, że wszystko się jednak dobrze potoczy... nie chcę żeby ona umarła, wierzę w to, że Justin ją kocha i wszystko będzie dobrze, liczę na to
OdpowiedzUsuńdobrze myślała, Ever jest chora. Biedna. Na dodatek Justin .. Dziwnie się zachował .. Nie znał prawdy, nie wiedział czemu to zrobiła, a ją rzucił.
OdpowiedzUsuńhahahah zachowuję się, jakby to wszytsko było na prawdę :))
kocham cię ♥
O kurczę.. Świetny rozdział. Kocham to opowiadanie. Niesamowite, podziwiam. :) Ale idiota z Justina, powinien przy niej być i jej pomóc, a nie ją zostawiać samą. -.-
OdpowiedzUsuńoh god. tego bym sie w zyciu nie spodziewala. co do cholery odwalilo jutinowi? dlaczego to zrobil? powinien ja wpierac a nie zachowywac sie jak dupek. i nie rozumiem tez dlaczego ever sie pociela. ale ok. i jeszcze te glosy. przeraza mnje to wszystki i boje sie. ale czekam na nastepny <3
OdpowiedzUsuńNiesamowite odpowiadanie, musiałam przeczytać do końca, bo byłam strasznie ciekawa, co będzie dalej. :) Pisz szybko następny rozdział. ;]
OdpowiedzUsuń