cz.II Rozdział 5



         Czy to jest niebo? Ta czarna pustka w mojej głowie? Wspomnienia przelatujące przez mój mózg jak stary czarno-biały film? Czekałam, aż ktoś się pojawi z tej pustki i powie mi gdzie się znajduję tak, jak to często oglądałam na filmach. Nic z tego. Nie było ani Kevina, ani babci ani nikogo innego z moich zmarłych krewnych. Chciałam zobaczyć jak wyglądam, ale nie mogłam. Po prostu istniałam.
Chciałam otworzyć oczy, ale powieki nagle stały się tak ciężkie, jakby ważyły 100 kilogramów. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć ale głos ugrzązł mi w gardle. Chciałam ruszyć ręką lub nogą i poczuć że może jednak nie umarłam i żyję.
- Boże… - do moich uszu dotarł szept.
Na dźwięk tego głosu moje serce krwawiło. Brzmiał tak żałośnie i bezradnie, jakby nic nie mógł zrobić. Starałam się coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie mógł wydobyć się z moich ust. Wtedy poczułam prze ktoś mnie dotyka. Każda komórka mojego ciała odczuła bardzo wyraźnie ten dotyk.
- Dlaczego? – jego głos załamał się. Słone łzy skapywały na moje ręce, czułam jak mnie łaskoczą w wierzch dłoni. – Cholera! – teraz krzyczał i słyszałam trzask, kiedy uderzył w coś szklanego, ponieważ rozpadło się na miliony drobnych kawałeczków, a jeden z nich ukłuł mnie w dłoń. – Przecież wszystko było dobrze! Jak mogłaś mi to zrobić? Myślisz tylko o sobie! A pomyślałaś o tym, jak ja się czuję? Może ja też cierpię, co? Nie!
- Proszę się uspokoić… - odezwał się kobiecy głos.
- Obchodzi cię tylko to, że ty cierpisz a wszystkich innych masz w dupie! Wiesz co? To koniec! Z nami koniec. – krzyknął, po czym było słychać trzaskanie drzwiami.
- Justin… - udało mi się wyszeptać, ale było za późno. Odszedł.
- Pani Simon? Pani Simon? Słyszy mnie pani? – zapewne to by głos pielęgniarki, ale nie miałam ochoty odezwać się. Moją głowę zaprzątał głównie Justin. Zerwał ze mną. Zerwał. – Proszę się odezwać !
Straciłam chęć do życia. Czułam jak staję się lekka i unoszę się. Widziałam światłość i wiedziałam, że tam będę szczęśliwa. Może tam zobaczę Kevina, znowu będzie jak dawniej…
- Tracimy ją…
Czułam jak się uśmiecham. Byłam już coraz bliżej, niemal biegłam w tamtą stronę, ale wcale się nie przybliżałam, a wręcz oddalałam coraz bardziej.
- NIE! – krzyknęłam, a mój głos potoczył się echem.
- Dasz radę Ever…
Światło było coraz dalej. Płakałam. Chciałam do Kevina. Na Ziemi już nic mnie nie trzymało. Próbowałam się odpychać od ciążącej pustki, ale nie mogłam iść szybciej. Moje nogi… moje nogi…
Otworzyłam oczy. Przez moment oślepiało mnie białe światło lampy, dopiero gdy mrugnęłam kilka razy zauważyłam zamazane sylwetki pielęgniarek oraz doktora.
- Panno Simon? Słyszy mnie pani? – to był doktor. Pochylał się w moją stronę, a jeden niesforny, czarny loczek opadł mu na twarz.
- Tak… - wyszeptałam, chociaż było mi słabo.
- Proszę podążać wzrokiem za moim palcem. – powiedział lekarz.
Po wszystkich koniecznych badaniach w końcu miałam chwilę spokoju. Nikt nie przychodził i szczerze nie chciałam, żeby to się zmieniło. Było mi dobrze samej. Wpatrywałam się tępo w ścianę odlatując od rzeczywistości.
Słyszałam głosy. Nikt inny oprócz mnie, to wiedziałam na pewno. Oprócz mężczyzny, pojawiła się jeszcze kobieta, która kiedy mówiła piszczała niczym mysz. Strasznie mnie irytowała, ale mimo wszystko oni byli przy mnie, kiedy Justin odszedł. Taty również nie było do końca tego dnia, nie wiedziałam dlaczego, ale szczerze mnie to nie obchodziło.
- Czy w tym szpitalu zawsze śmierdzi? – w głosie kobiety wyczułam wzdrygnięcie się.
- Niestety. Właściwie dlaczego ja was widzę, a inni nie? – spytałam z ciekawością.
- Inni nie są nas godni. – prychnęła kobieta. – Ale ty, taka drobna kruszynka, która jeszcze żyje powinna nas widzieć. Tylko my jesteśmy przy tobie, nikogo innego nie ma. – powiedziała ze zjadliwością.
- Chłopak cię rzucił, ojciec ma w dupie a te wszystkie pielęgniarki mają masę innych pacjentów. Jesteś dla nich problemem. Kiedy w końcu się zabijesz, ale tak na serio? – westchnął znudzony mężczyzna.
- Nie mam czym. Usunęli mi spod ręki wszystkie ostre narzędzia. – rozejrzałam się po pomieszczeniu, aby upewnić ich.
- No to się rusz dziewczyno i wyjdź w końcu z tego łóżka! – powiedziała złośliwie kobieta.
- Przywiązali mnie, jakbyś nie zauważyła. – prychnęłam i na dowód tego szarpnęłam rękami i nogami.
- Czy wszystko w porządku? – zobaczyłam pielęgniarkę w drzwiach, która spoglądała na mnie niepewnie.
Nie odpowiedziałam jej, tylko wpatrywałam się tępo w sufit pragnąc zasnąć i już się nigdy więcej nie obudzić. Taka śmierć wcale nie byłaby zła. Nikt by nie zauważył mojego zniknięcia.
- Za godzinę przyjdzie psychiatra aby porozmawiać. – usłyszałam głos pielęgniarki.
Spojrzałam na nią kątem oka i westchnęłam, kiedy wyszła pośpiesznie. Przez dużą szybę w sali, gdzie leżałam obserwowałam lekarzy przechodzących korytarzem oraz chorych. Wspomniałam czasy, gdy spotkałam Justina w szpitalu, kiedy się mną opiekował.
Uśmiech sam nasunął mi się na usta. Tak bardzo chciałabym zobaczyć teraz jego czekoladowe tęczówki, szeroki uśmiech…
- Zapomnij o nim głupia. Przecież Cię zostawił. – pisnęła kobieta.
- Rany, wy baby jesteście takie głupie. Naprawdę myślicie, że chce nam się przejmować jakimiś waszymi problemami? Mamy własne. Nie dziwię się mu, że Cię zostawił.
- Oszczędźmy ją może trochę. Jak uważasz? – spytała swojego kolegę kobieta, po czym obydwoje zanieśli się obrzydliwym dla moich uszu śmiechem.
- Przestańcie! – krzyknęłam i chciałam się uwolnić, ale to było zbędne, ponieważ przywiązali mnie tak mocno, że ledwie mogłam ruszać palcami. Wbiłam paznokcie w prześcieradło i zaczęłam krzyczeć.
Do sali wpadła zgraja ludzi ubranych w niebieskie i białe kitle. Jeden z nich chciał wbić mi w ramię igłę, ale moje ciało podrygiwało tak, że nie mógł sobie trafić. W końcu czyjeś ręce mocno mnie chwyciły, pozbawiając możliwości ruchu. Czułam jak igła przebija moją skórę, a jakiś płyn wpływa do moich żył mieszając się z krwią. Potem odpłynęłam.

5 komentarzy:

  1. matko, to jakiś horror, a Justin... co z nim? odbiło mu? co za idiota, najchętniej bym go udusiła... w ogóle to dlaczego tak smutno? i tak dramatycznie? przecież oni mieli byc razem i wszystko miało byc już dobrze... mam nadzieję, że wszystko się jednak dobrze potoczy... nie chcę żeby ona umarła, wierzę w to, że Justin ją kocha i wszystko będzie dobrze, liczę na to

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze myślała, Ever jest chora. Biedna. Na dodatek Justin .. Dziwnie się zachował .. Nie znał prawdy, nie wiedział czemu to zrobiła, a ją rzucił.
    hahahah zachowuję się, jakby to wszytsko było na prawdę :))
    kocham cię ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę.. Świetny rozdział. Kocham to opowiadanie. Niesamowite, podziwiam. :) Ale idiota z Justina, powinien przy niej być i jej pomóc, a nie ją zostawiać samą. -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. oh god. tego bym sie w zyciu nie spodziewala. co do cholery odwalilo jutinowi? dlaczego to zrobil? powinien ja wpierac a nie zachowywac sie jak dupek. i nie rozumiem tez dlaczego ever sie pociela. ale ok. i jeszcze te glosy. przeraza mnje to wszystki i boje sie. ale czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite odpowiadanie, musiałam przeczytać do końca, bo byłam strasznie ciekawa, co będzie dalej. :) Pisz szybko następny rozdział. ;]

    OdpowiedzUsuń