Przez cały dzień dziwnie się czułam tak, jakby każda osoba
patrzyła na mnie z pretensją w oczach, ale nie chciała powiedzieć o co jej
chodzi. Idąc przez szkolne korytarze, czułam na sobie wrogie spojrzenia, lecz
nie miałam dość odwagi, aby spotkać się z tymi ludźmi „twarzą w twarz”. Jedyną
rzeczą, która nie pozwalała mi kompletnie zwariować była myśl o Justinie.
W głowie miałam jego obraz, kiedy się uśmiechał a na
policzkach pojawiały się słodkie dołeczki. Wspomnienie o naszym pierwszym pocałunku
sprawiało, że cała drżałam i uśmiechałam się szeroko nie zważając na to, kogo
mijam. Byliśmy wtedy tacy zestresowani, każde z nas z innego powodu, ale
wystarczył jeden przypadek, który odmienił nasze życie.
W mojej kieszeni zawibrował telefon. Spojrzałam na
wyświetlacz. Justin. Wybiegłam szybko z budynku szkoły i odebrałam połączenie.
- Cześć. – powiedział. Jego głos wskazywał na to, że jest
bardzo zmęczony i jednocześnie ucieszony. – Tęskniłem za tobą.
- Ja za tobą też. – odpowiedziałam uśmiechając się szeroko i
odetchnęłam z ulgą. – Jak z … twoją siostrą? – zawahałam się.
- Dobrze. – westchnął, niemal widziałam jak się uśmiecha. –
Już jesteśmy w drodze do domu. Będziemy dzisiaj wieczorem.
- To świetnie! – ucieszyłam się. – A my kiedy się zobaczymy?
- Zadzwonię do Ciebie. – obiecał. – Kocham…
- … cię. – dokończyłam i w słuchawce rozbrzmiał perlisty
śmiech Jusa.
- Tak, tak. To pa.
Pożegnałam się z brunetem i rozłączyłam. Usiadłam na murku,
przy wejściu do szkoły i oddychałam głęboko. Serce biło mi jak szalone, po
rozmowie z moim chłopakiem.
- A ty moja panno nie wybierasz się może czasem na lekcje? –
usłyszałam za sobą głos dyrektora.
- Idę. – powiedziałam, po czym wyminęłam mężczyznę i
pobiegłam prosto na lekcję matematyki.
Ze szkoły wyszłam dopiero koło 16. Jak zwykle wracałam
pieszo i wcale nie rozpaczałam z tego powodu. Lubiłam chodzić, ale dzisiaj
droga do domu dłużyła mi się jak nigdy.
Cała na ciele drżałam. Ludzie mnie obserwowali, ale
dlaczego? Nie znali mnie przecież. A może byłam brudna? Splotłam palce i co
chwila odwracałam się do tyłu przyłapując jakiegoś mężczyznę patrzącego na
mnie.
- Przestańcie! – ryknęłam nieświadoma tego co robię i
rzuciłam się do przodu.
Zaczęłam przepychać się przez ludzi, nie zważając na ich
groźne warczenie oraz pełne oburzenia okrzyki. Chciałam dostać się do domu jak
najszybciej i zamknąć w czterech ścianach. Tam przynajmniej nie będzie nikt się
na mnie gapił.
Serce biło mi jak szalone, kiedy za rogiem ulicy ujrzałam
charakterystyczny biały dom. Przyspieszyłam i już po minucie dotarłam do celu.
Drzwi były otwarte, więc weszłam do środka i rzuciłam plecak w kąt. Pobiegłam
na górę i zamknęłam się w pokoju. Skuliłam się w kłębek pod drzwiami.
Nareszcie byłam bezpieczna. Nikt się na mnie nie patrzył,
nie miał pretensji o coś czego nie zrobiłam, bądź to uczyniłam. Zero krzywych
spojrzeń i wyzwisk. Odetchnęłam z ulgą i wstałam.
- Kochanie wszystko w porządku? – to był mój ojciec stojący
za drzwiami. Z całej siły starałam się aby mój głos brzmiał normalnie, ale cały
czas mi drżał.
- T-tak. – odpowiedziałam.
- Na pewno? Może porozmawiamy? Albo zrobić Ci twoje ulubione
kakao? – tata naprawdę się starał, ale ja nie potrzebowałam jego pomocy.
- Nie trzeba. Chcę zostać sama. – wydusiłam z siebie.
- No dobrze. Skoro tak wolisz… - usłyszałam w jego głosie
niepewność i wahanie, ale po chwili schody zaskrzypiały pod taty ciężarem.
Odsłoniłam okna i wpuściłam promienie słońca do pokoju, po
czym usiadłam na parapecie ze szkicownikiem oraz ołówkiem. Niemal natychmiast
dopadła mnie wena i już wiedziałam co rysować.
Delikatnie szkicowałam ołówkiem dwie splecione dłonie. Jedna
z nich należała do mojego ojca a druga do mojej matki. Oczy miałam zamglone.
Raz po raz ocierałam policzki od łez, by nie skapywały na rysunek. Kiedy
rysowałam ich palce przycisnęłam mocniej ołówek, aż rysik się złamał. Rzuciłam
ołówek w kąt i wzięłam następny.
Kreśliłam kilka linii, aby uzyskać odpowiedni kształt dłoni.
Pociągnęłam nosem i oderwałam się na chwilę od szkicu. Spojrzałam przez okno,
wpatrując się w zieleń drzew i krzaków oraz w dom sąsiadów, których nigdy nie
miałam okazji poznać.
Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do rysowania. Moja ręka
sama cieniowała ręce rodziców, ponieważ ja myślami byłam daleko stąd.
Co by było, gdyby Diana nigdy się nie zmieniła? Nie rozstała
z moim ojcem? Jakie by było nasze życie?
Wszyscy byliby
szczęśliwi, ale musiałaś się zjawić ty.
Odezwał się ten sam głos co w szkole. Rozejrzałam się
dookoła, ale nikogo nie zobaczyłam. Do mojego nosa znowu dotarł zapach
zgnilizny.
Tak, ty. Urodziłaś się
i twoi rodzice przestali się dogadywać. Matka zaczęła cię stroić w różne
ubranka, mimo że ich nie cierpiałaś i tak zdobyła nową „pasję”, czyli została
słynną projektantką. Zaczęła się spotykać potajemnie z twoim ojczymem i tak …
- PRZESTAŃ! – krzyknęłam i złamałam ołówek na pół. Po moich
policzkach spływały strumienie łez.
To naprawdę przeze mnie rodzice się rozstali… Gdybym, gdybym
się nie urodziła, Kevin na pewno by jeszcze żył a rodzice byliby razem i
szczęśliwi…
Przeszłam tyle tragedii, a dopiero teraz dotarło do mnie dlaczego. Wszystkim żyłoby się lepiej,
gdyby nie ja.
Tak. Chyba nie muszę
Ci mówić co powinnaś zrobić?
Odłożyłam na bok szkicownik i
wstałam z parapetu. Wyszłam na korytarz i stanęłam nasłuchując, czy tata nadal
był w domu, ale wewnątrz panowała głucha cisza. To był znak, że byłam sama.
Poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Zobaczyłam
karykaturę normalnej dziewczyny. Wyglądała na zmęczoną życiem oraz pozbawioną
jego sensu. Wyglądała na wrak człowieka. Rozczochrane włosy, czerwone policzki
od łez i zakrwawione oczy mogłyby przerazić nawet zombie.
Chwyciłam za żyletkę i nakreśliłam jedną linię na
nadgarstku. Zaczęła spływać z niej krew i skapywała na białe kafelki. Potem
nakreśliłam drugą, trzecią, czwartą… Czułam jak odchodzi ze mnie życie.
Od autorki: Kochani, wiem że trochę spóźnione, ale wesołych świąt! Nie lubię komuś wysyłać jakiś wierszyków z neta, bo to jest sztuczne, więc życze wam z całego serca duużo miłości, weny do rozdziałów, dobrych stopni w szkole i spełnienia marzeń !
piękny <3 jeju, co się z nią dzieje... jakaś choroba psychiczna czy co, że słyszy te głosy? :/ boje sie. i ona nie może umrzeć, justin musi ją uratować. czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńmatko kochana... nie rób jaj, ona nie może umrzeć, wystarczy, że ja swoją bohaterkę uśmierciłam, nie rób tego... ja już chyna mam dość dramatów, chociaż popłakać sobie lubię, a przy tym rozdziale o mały włos do tego nie doszło... czekam na następny rozdział i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmatko jedyna to jest coś niesamowitego. ostatnio przeczytałam twój blog od początku aby sobie przypomnieć i nie pamiętam czy skomentowałam.. taka ja. no ale ten rozdział jest boski - te głosy.. lubię drastyczne historie ale mam nadzieję, że Justin ją uratuje - ona musi żyć! czekam z niecierpliwością na nowy i jak możesz informuj mnie na www.hate-love-peace.blogspot.com w zakładce "spam"
OdpowiedzUsuńSuper rozdział nie mogę się doczekać co wydarzy się później. Czekam na nn;)
OdpowiedzUsuńcześć, kocham cię <3
OdpowiedzUsuńMi się wydaje, że ona będzie chora. Nie wiem, coś z psychiką. No bo samo jej zachowanie, to że słyszy te głosy, które namawiają ją do złego. No i końcówka, przerażająca końcówka. Na razie możemy się domyślać, co jej jest, lub co nie. Mam nadzieję że szybko zobaczymy nowy. :>
Wesołych świąt <3