Chodziłam po parku tymi samymi
ścieżkami co kiedyś, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Justina, kiedy
powstrzymał mnie od pobicia pustej laleczki. Uśmiechnęłam się na samo
wspomnienie. Tęsknię za tamtymi czasami, kiedy sama chodziłam po szkole i
ludzie się na mnie dziwnie gapili z dwóch powodów.
Pierwszym było to, że zachowywałam
się jak chłopak, przez mojego brata. A raczej dzięki niemu. Pokazał mi jak się
bronić przed chamami, jak działa mózg męski, żebym potem mogła trafić do mojego
przyszłego chłopaka.
Pierwsza lekcja, którą od niego
otrzymałam była: Jeśli chłopak mówi Ci,
żebyś go zostawiła w spokoju, a coś go przedtem rozgniewało, to naprawdę to
zrób. On potrzebuje chwili spokoju, aby ochłonąć.
Dzięki braciszku. Dzisiaj ta lekcja
mi się bardzo przydała.
Drugim powodem dla którego ludzie
dziwnie się na mnie gapili była śmierć Kevina. Każdy go w szkole znał. Jedni od
dobrej strony, drudzy od złej. Mój brat nie był święty, potrafił człowiekowi
zaleźć za skórę, ale nie był też jakiś znowu agresywny, niczym dres.
- Przepraszam, która godzina? – z
zamyśleń wyrwał mnie głos…
- John? Elaise? – spojrzałam na parę
staruszków i niemal się zachłysnęłam powietrzem. – A co wy tu robicie?
- Dobre pytanie. A co ty tutaj
robisz? Gdzie Justin? – spytał John.
- Nie jesteśmy bliźniętami
syjamskimi. – parsknęłam udawanym śmiechem.
Elaise spojrzała na mnie na wylot,
jakby czytała w mojej głowie jak swoją ulubioną książkę. Nie znosiłam tego
spojrzenia. Wiedziałam, że wtedy nie mogę niczego ukryć. Zaczęłam bawić się
rękawem swetra.
- Coś się stało? – spytała kobieta z
troską.
- Chodźmy, usiądźmy sobie. –
zaproponował John i wziął swoją ukochaną pod ramię i pomógł jej usiąść na
ławce. Zrobiłam to samo, siadając obok nich.
-
No więc? – Elaise nie dała za wygraną.
- Najpierw wyjaśnijcie mi co wy tu
robicie. – powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Od mojego pytania i tak nie
uciekniesz moja droga. – odrzekła kobieta grożąc żartobliwie mi palcem.
- Elaise wyzdrowiała i czuła się na
tyle dobrze, że wziąłem ją w opiekę i zamieszkaliśmy razem, niedaleko tego
parku, abyśmy mieli gdzie chodzić na spacery.
- To wspaniale! – ucieszyłam się i
uśmiechnęłam szeroko.
- A jak jest z tobą? – spytał John,
a mi mina zrzedła nieco.
- Cóż… Justin dowiedział się, że
przez cały ten czas miał przyrodnią siostrę i teraz jest nieco zły… - w
łagodnym stopniu tego słowa.
- Siostre? Ojej. – zmartwiła się
Elaise.
- W porządku. On teraz musi dojść do
ładu z sobą, a potem… potem jakoś się to załatwi. – uspokoiłam ją.
Rozmawialiśmy tak przez jeszcze
około pół godziny, po czym musiałam już się zbierać do domu. Tata cały czas
wydzwaniał na moja komórkę. Kiedy wróciłam, on stał w holu ze złością
namalowaną na twarzy.
- Ja tu się zamartwiam, tak długo
Cię nie było! Już ja pokażę temu twojemu chłopakowi. Nie pozwolę, żeby moja
córka…
-
Tato! To nie jest wina Justina. Ja sama byłam w parku, na spacerze.
- Pokłóciliście
się? - spytał marszcząc czoło.
- Nie, nie. – zaprzeczyłam od razu. – On ma teraz do
załatwienia pewne sprawy.. rodzinne. Nie powinnam się w to mieszać. A teraz
przepraszam, ale idę się umyć.
Powiedziałam, po czym wyminęłam ojca i pobiegłam prosto
do łazienki. Nalałam do wanny ciepłej wody. Zdjęłam z siebie wszystkie ubrania
i zanurzyłam się w wodzie. Przymknęłam oczy rozkoszując się ciepłem, ale i tak
w mojej głowie wciąż był Justin.
Jak on się teraz czuł? Co teraz robił? Mam nadzieję, że
nic głupiego…
Otworzyłam szeroko oczy. A co jeśli on zrobi coś naprawdę
głupiego? A co jeśli coś mu strzeli do głowy i …
Wstałam gwałtownie i wyszłam z łazienki. Owinęłam się
ręcznikiem i niemal wybiegłam z pomieszczenia. Podążyłam prosto do mojego
pokoju w poszukiwaniu telefonu. Po drodze ślizgałam się przez moje jeszcze
mokre stopy.
Wpadłam do pokoju i prosto w czyjeś ramiona. Obawiając
się, że to ojciec szybko się cofnęłam, ale to nie był on.
- Justin! O mój Boże! – pisnęłam i szybko się do niego
przytuliłam.
On objął mnie mocno i zakrył swoimi dużymi ramionami.
Wtuliłam się w niego jak mała, przestraszona dziewczynka. Trzymałam go za
koszulę, mocno ściskając ją palcami. Tak bardzo bałam się o niego.
Czułam jak wtula swoją twarz w moją szyję. Słyszałam jak
oddycha nierównomiernie. Odsunęłam się
lekko i spojrzałam mu w oczy. Były całe zaczerwienione a na policzkach były widoczne
jeszcze ślady łez.
- Boże… - szepnęłam i wytarłam mu policzki.
Nie odpowiedział mi, tylko ponownie położył głowę na moim
ramieniu. Słyszałam jak płacze. Ten dźwięk rozdzierał mi serce, bo nie mogłam
nic zrobić. Głaskałam go po włosach oddychając głęboko. Po chwili dopiero
uspokoił się i odsunął delikatnie.
- Dowiedziałem się, że moja przyrodnia siostra jest
gwałcona przez ojczyma. Rozumiesz? – w jego głosie usłyszałam ból zmieszany ze
wściekłością. – Mieszka w L.A. Ja… ja muszę tam do niej pojechać. Zrobię to
jeszcze dzisiaj. – powiedział z determinacją.
- Justin… mogę jechać z tobą? – spytałam chwytając go za
rękę.
Brunet splótł nasze palce i spojrzał na mnie.
- Lepiej, żebyś tu została… - wyszeptał biorąc jeden
kosmyk moich włosów i założył je za ucho.
- Ale… - chciałam zaprzeczyć, lecz mi przerwał.
- Nie. Zostań. Zadzwonię do Ciebie. – powiedział po czym
pocałował mnie w czoło i wyszedł zostawiając samą.
Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
- Kochanie? – to ojciec mnie wołał. – Wychodzisz gdzieś?
- Nie. – odpowiedziałam mu po czym usiadłam bezradnie na
łóżku.
Kropelki wody z moich włosów spływały po szyi i
ostatecznie skapywały na dywan. Westchnęłam głośno i schowałam twarz w dłonie.
Martwiłam się o Justina. A co jeśli coś mu się stanie po drodze? A co jeśli ten
wieczór był naszym ostatnim? Nawet nie chciałam o tym myśleć, ale w głowie
miałam same najgorsze scenariusze.
W końcu wzięłam się w garść i wróciłam do łazienki.
Dokończyłam kąpiel i przebrałam się w piżamę. Wróciłam do pokoju i zakopałam
się w łóżku pod kołdrą. Jeszcze przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, aż do
drugiej w nocy kiedy dostałam sms-a od Justina.
Jestem. Żyje i mam
się dobrze. Całuję, Justin :*
Odetchnęłam z ulgą i szybko mu odpisałam po czym
zasnęłam.
Następnego dnia obudził mnie tata i rozkazał, abym poszła
do szkoły. Zrobiłam to z ociąganiem co chwila zerkając na telefon, który
milczał. Denerwowałam się. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jakie moje życie by
było, gdyby Justina w nim zabrakło.
Uspokój się
dziewczyno! Może on zwyczajnie śpi?
Może…
Zagryzłam wargi i zbiegłam na dół. Tata podwiózł mnie do
szkoły. W drodze próbował mnie zagadać, ale ja tylko uśmiechałam się sztucznie
i kiwałam głową, a tak naprawdę myślami byłam daleko stąd.
- Ever, Ever! – ocknęłam się kiedy echem dobiegł do moich
uszu głos taty.
- Tak, słucham?
- Co się z tobą dzieje? – spytał patrząc na mnie
podejrzliwie.
- Ze mną? Nic. A co miałoby się dziać?
- Stoimy przed twoją szkołą 10 minut, a ty nadal nie
wysiadasz. – dodał.
- Już idę. – powiedziałam i pocałowałam go lekko w
policzek, po czym wysiadłam z auta i poszłam prosto do szkoły, nie oglądając
się za siebie.
Kiedy weszłam do środka, wszyscy umilkli i spojrzeli na
mnie. Czułam ich palące spojrzenia na sobie. Patrzyłam przed siebie i starałam
się przejść jak, gdyby nigdy nic, ale nie mogłam kiedy ktoś z tłumu nazwał mnie
suką.
Suka.
Znowu to usłyszałam. Spojrzałam na tłum wokół mnie. Ten
głos brzmiał tak obrzydliwie i ociekał szyderstwem. Kto mógł tak powiedzieć? Co
takiego zrobiłam? Nagle do moich nozdrzy dotarł zapach zgnilizny. Skrzywiłam
się i zatkałam nos.
Co tu jeszcze
robisz? Nie jesteś niczego warta. Widzisz? Oni wszyscy patrzą się na ciebie jak
na dziwaczkę, na kogoś kto nigdy nie powinien się urodzić.
- NIE! – krzyknęłam, a głos znikł wraz z wstrętnym
zapachem.
Do moich oczu napłynęły łzy. Otarłam je opuszkiem palców
i stwierdziłam, że klęczę na szkolnym korytarzu trzymając się kurczowo podłogi.
- Dziwaczka. – powiedział jeden z przyjaciół Justina.
Wszyscy się rozeszli, zostawiając mnie samą.
Od autorki: Na wstępie chciałabym przeprosić, że dawno nie dodawałam rozdziału, ale brak weny i czasu, ponieważ miałam sporo nauki i jeszcze próbne egzaminy. Postaram się to nadrobić w przerwie świątecznej. Jak widzicie dodałam sondę, ponieważ nie jestem pewna czy chcecie abym jeszcze kontynuowała to opowiadanie, ale widzę że tak i bardzo się z tego cieszę, ponieważ już mam pomysł na całą drugą część. Muszę to jeszcze tylko przelać na papier :) Zapraszam na mojego drugiego bloga o Harrym Stylesie i na zwiastun, który obejrzycie TUTAJ
No nareszcie się doczekałam! Kurde Justin i jego siostra... Wyczuwam jakąś akcję... Ciekawa jestem ich dalszych losów, jak cholera. No i jeszcze raz przepraszam cię za moje nieuważne czytanie i pomyłkę, ale mogę to usprawiedliwić tym, że szkoła mnie wykończyła psychicznie, mnie i mój mózg, ale teraz już rozumiem, że na zdjęciu nie była Ever tylko ktoś inny. Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny. Zapraszam też do siebie na epilog na escape-from-love.blogspot.com oraz na mojego nowego bloga na wrong-feeling.blogspot.com
OdpowiedzUsuńjeju, płakałam, gdy justin płakał. biedny :/ dobrze, że ma ever. czekam na nastepny :*
OdpowiedzUsuńOMFG jakie emocje, dziewczyno wykończysz mnie nerwowo. Rozdział jest fantastyczny no i super oddałaś uczucia bohaterów w rozdziale. Czekam na kolejny który mam nadzieję ukaże się niebawem! :)
OdpowiedzUsuńCzyżby nagle odezwało się w niej jakieś tajemnicze drugie ja?
OdpowiedzUsuńOh, zainspirowałaś mnie tym rozdziałem, normalnie chyba napiszę coś u siebie *.* Ogółem bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz emocje i opisujesz wszystko, co dzieje się wokół. Wspaniałe *.*
www.wladca-ruin-podswiadomości.blogspot.com
Bardzo ciekawy prolog drugiej części. Cieszę się, że znów piszesz bo kiedyś czytałam twój blog ale najwidoczniej umknął mi ostatnio. Emocje są ogromne, uczucia jeszcze większe! Coś pięknego. Jak możesz informuj mnie na www.hate-love-peace.blogspot.com w zakładce "spam" z góry dziękuję *.*
OdpowiedzUsuń