ROZDZIAŁ 1

            Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.Westchnęłam. Nie za bardzo miałam ochotę z kimkolwiek rozmawiać, ale mimo wszystko powiedziałam ciche „proszę” a do pokoju weszła Susan, gosposia naszego domu.
- Hej.– uśmiechnęłam się blado widząc jak kobieta ma tacę ze śniadaniem i mlekiem w kubku. Podniosłam się leniwie i spojrzałam na Susan. – Mówiłam Ci, że nie musisz robić mi śniadania do łóżka.
- Ja wiem kochanie, ale to wyjątkowa sytuacja. Słyszałam co się stało. – mówiła zmartwiona blondynka. Westchnęłam i spuściłam wzrok. Jak już wcześniej wspominałam nie mam ochoty o tym rozmawiać. – Okej, okej wiem że chcesz być teraz sama. Ja po prostu…
-Susan. Już dobrze. Nic się nie stało, dziękuję Ci. – powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy. Z trudem opanowałam się by nie wybuchnąć płaczem na samo wspomnienie o Kevinie.
- Hm no dobrze. To ja już idę i nie będę Ci przeszkadzała. Trzymaj się. – powiedziała Susan wychodząc z mojego pokoju ale już po chwili wróciła się. – Tak a propo, twoja matka jest w domu. – kobieta mrugnęła do mnie. Już wiedziałam o co chodzi.
Ubrałam przetarte dżinsy, do tego zadużą koszulkę mojego brata i jego bejsbolówkę. Plecak schowałam pod łóżko, by matka nie zorientowała się, że nie poszłam do szkoły. Wrzuciłam do kieszeni spodni klucze do domu, mp3 i słuchawki po czym zbiegłam szybko ze schodów.
-Wychodzę! – krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź matki wybiegłam z domu.
Zapewne gdyby zobaczyła mnie w takim stroju, pomyślałaby, że zwariowałam i kazałaby mi się przebrać. Diana, czyli moja matka ma fioła na punkcie ubrań, a ja nie znoszę eleganckich ubrań, to nie w moim stylu. Właśnie dlatego muszę się ukrywać przed nią. Susan bardzo  mi pomaga, na przykład kiedy chcę wieczorem iść na spacer albo … albo pójść na miasto z Kevinem. Ale to już przeszłość.
Kolejne łzy musiałam otrzeć. Teraz gdy już wybiegłam z tej bogatszej dzielnicy nie musiałam bać się, że matka mnie zobaczy jadąc do pracy. Ona nigdy nie jeździ tymi „biedniejszymi” ulicami. Wspominałam, że Diana jest słynną projektantką mody? Jej nowy chłopak natomiast jest modelem, równie sławnym co moja matka.
Do uszu włożyłam słuchawki. Puściłam piosenkę Linkin Park i nagłośniłam ją na maksa by przekrzyczeć moje uczucia, by zagłuszyć rzeczywistość, ale to nie takie proste. Kiedy mijałam wszystkie ulice, domy, sklepy, parki przypominał mi się on. I jak tu się nie rozpłakać, kiedy serce rozpada ci się na miliony kawałków? Kiedy minęła już 14 po południu doszłam do największego parku w mieście i usiadłam na jednej z ławeczek. Wyciągnęłam nogi przed siebie mocniej naciągając na czoło bejsbolówkę
Widać było spod niej jedynie nieład moich włosów. Kątem oka zobaczyłam długie opalone nogi oraz eleganckie rzymianki. Tych nóg było ze cztery, więc mijały mnie właśnie kolejne dwie bogate dziewczyny. Zachichotały obydwie. Zdążyłam wyłapać w ich rozmowie słowo „chłopczyca” oraz „biedaczka”. Prychnęłam pod nosem, czym zwróciłam na siebie ich uwagę.
- Coś ci się nie podoba? – spytała jedna z nich lekceważącym tonem. Stanęły obie na przeciwko mnie. Podniosłam się gwałtownie, a one lekko wystraszone odskoczyły do tyłu.
-Słucham? – warknęłam.
Podniosłam na nich wzrok. Jedna miała długie blond włosy sięgające pleców, długie nogi i szczupłą sylwetkę. Ubrana była w zwiewną sukienkę z kusym dekoltem. Druga zaśmiała jasno brązowe włosy, lekko wydęte policzki i zaokrągloną sylwetkę. Ubrana była podobnie do swojej przyjaciółki.
Czułam jak przypatrują się mojej twarzy. Chyba zauważyły, że mam zaczerwienione oczy i policzki. Przeklęłam pod nosem. Zaczęłam żałować, że nie ma jakiejś większej czapki by zakryła całkowicie moje oczy.
- Czyżbyś ryczała? – prychnęła jedna z pogardą. Blondynka.
- A może chłopak Cię rzucił? – zaśmiała się druga i wzięła mi bejsbolówkę. – Biedaczka, kto by cię chciał? To pewnie jego czapka...
- Możesz przestać? Nie masz pojęcia. – warknęłam czując jak wzbiera się we mnie nieopanowana wściekłość. – Jeszcze słowo a obiecuję, że pożałujesz. Oddawaj ją! - wyciągnęłam przed sobą rękę z otwartą dłonią, oczekując bejsbolówki.
- Już się boję. – zaczęły się obie śmiać. - Ciekawe co by się stało gdybym wrzuciła ją do ...
Nie wytrzymałam i uderzyłam je w brzuch po czym popchnęłam je tak mocno, że upadły na chodnik zdezorientowane. Nie miały pojęcia, że zdobędę się na taką odwagę by je znokautować. Nic prostszego. Odebrałam jednej z nich moją czapkę i chciałam jeszcze je kopnąć, kiedy tak próbowały wściekłe wstać, ale ktoś mnie powstrzymał. Poczułam na swoim ramieniu silną rękę.
-Puszczaj. – syknęłam ze złością odwracając się.
Wtedy zobaczyłam pewnego chłopaka – bruneta. Był przystojny, aż za przystojny. Jak ktoś taki może w ogóle istnieć? Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zauważyłam,że chłopak jest zaskoczony moim widokiem. Tym bardziej się zdziwiłam. Czyżby spodziewał się kogoś innego albo coś? Jego uścisk poluzował się. Wykorzystałam to i wyrwałam.
Za sobą zostawiłam wściekłe dziewczyny, zdumionego bruneta i wybiegłam z parku. Po prostu pędziłam przed siebie. Oh Kevin, gdybyś tu był.
Następnego dnia odbył się pogrzeb mojego brata. O dziwo ojciec nie miał żadnego ważnego zebrania i pojawił się na nim. Miałam wygłosić przemowę w kościele ale ze zdenerwowania bałam się, że zapomnę co mam powiedzieć, że zacznę płakać dlatego zamiast tego napisałam piosenkę i wzięłam ze sobą gitarę.
- A teraz siostra Kevina, Ever. – powiedział kapłan. Susan szturchnęła mnie lekko w ramię bym się w końcu ruszyła, ale ja stałam jak zamurowana.
- No idź. – kobieta delikatnie mnie pchnęła na kościelne schody prowadzące do ołtarza. Jakiś ministrant postawił tam już krzesło, które na mnie czekało. Wszyscy w kościele wstrzymali oddech i wpatrywali się we mnie wyczekująco. Drżącą ręką chwyciłam za gitarę.
It doesn't matter what people say /Nie ma znaczenia co mówią ludzie 
And it doesn't matter how long it takes. / I nie ma znaczenia ile czasu to zajmie 
Believe in yourself and you'll fly high /Uwierz w siebie a wzniesiesz się wysoko 
And itonly matters how true you are / 
Liczy się tylko jak szczery jesteś
Be trueto yourself, and follow your heart. / Bądź uczciwy wobec siebie i podążaj za głosem serca
Gdy skończyłam grać ostatnie nuty rozległy się głośne brawa, ale nie potrzebowałam tego. Ważne, że mogłam to wyśpiewać dla niego, dla Kevina.
- Mam nadzieję, że mnie słyszysz braciszku. – szepnęłam po czym ze łzami w oczach wróciłam na swoje miejsce. Susan objęła mnie ramieniem, a ja zmoczyłam jej koszulkę swoimi łzami. – Przepraszam. –wymamrotałam.
- To nic. – szepnęła kobieta głaszcząc mnie po głowie.
Najgorsze było przede mną. Moje ostatnie spotkanie z Kevinem. Nadal do mnie nie dotarło,to że on odszedł, że już nigdy go nie zobaczę, że nie usłyszę jego śmiechu. Już nigdy nie pomoże mi się wymknąć nocą na miasto, już nigdy nie będziemy biegać po małym pagórku na wsi u babci w deszczu. Wszystkie wspomnienia z nim przeleciały mi przed oczami, co spowodowało gulę w gardle.
Gdy nadeszła ta chwila, kiedy stanęliśmy przed wykopanym dołem, gdzie faceci w czerni mieli złożyć Kevina rozpłakałam się i nie mogłam przestać. To była najboleśniejsza chwila w moim życiu. Krzyczałam, wyrywałam się Susan ale to nic nie pomogło. Nic nie było w stanie zwrócić mi mojego brata. Nic. Ta bezsilność mnie boli. Nic nie mogę zrobić.
- Kevin błagam nie zostawiaj mnie! – zawołałam płaczliwie.
W tej chwili złożyli trumnę do grobu. Susan nie dała rady mnie powstrzymać, ponieważ jej ręce ześlizgnęły się. Zamiast nich pojawiły się inne, zdecydowanie silniejsze, które już znałam. Czy to nie dziwne, poznać kogoś po uścisku jego dłoni? Ale to nie było teraz istotne. Niestety ten chłopak był silniejszy ode mnie i nie mogłam nic na to poradzić. Patrzyłam jak go zakopują. Widziałam jak Kevin odchodzi a co zrobiłam? Nic. Nie mogłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz