Następnego dnia obudziłam się
wcześnie rano. Nadal miałam chwilowe zawroty głowy, ale już nie tak mocne jak
wczoraj. Za dwa dni miałam być wypisana. Chciałam się przejść, ponieważ od
kilku godzin leżałam bezczynnie gapiąc się w sufit. Powoli podniosłam się i
chwyciłam poręczy łóżka. Nie uszłam kilku kroków a straciłam pojęcie gdzie jest
dół a gdzie góra i runęłam na podłogę. Jęknęłam z bólu i próbowałam wstać z
marnym skutkiem.
-
Mówiłem Ci żebyś nie ruszała się z łóżka. – usłyszałam głos Justina.
- Trudno. – burknęłam pod nosem.
Po chwili silne ręce Biebera pomogły mi wstać i posadzić z
powrotem na łóżku. Westchnęłam.
- Ale
ja nie chcę leżeć, to już się robi nudne.
Justin zamyślił się. W końcu
wzruszył ramionami i wyszedł bez słowa z sali. No nie! On chyba sobie żarty
stroi?! Zostawił mnie samą znowu. Po chwili otworzyły się drzwi a w nich stał Bieber z wózkiem inwalidzkim. Zmarszczyłam
czoło nie rozumiejąc. Podszedł do mnie i spojrzał w moim kierunku.
-
Siadasz sama, czy mam ci pomóc?
-
Żartujesz sobie? – uniosłam jedną brew do góry.
- Nie.
Chcesz wyjść z tego budynku czy nie? – zapytał. Nie miałam wyboru.
Powoli zsunęłam się z łóżka i usiadłam w wózku. Strasznie
głupio się czułam. Justin wypchał mnie z sali. Ruszyliśmy korytarzem, co dziwne
nikt się nie gapił ze współczuciem w naszą stronę. Ludzie byli przyzwyczajeni
do takich widoków. Na dół zjechaliśmy windą wraz z jakąś starszą panią i
lekarzem, który pomagał jej w chodzeniu.
W końcu wyszliśmy, a w moim przypadku ja wyjechałam na
zewnątrz do małego parku za szpitalem. Było tu mnóstwo drzew i ławek, aby
chorzy mogli czasem ruszyć się poza budynkiem szpitalnym. Weszliśmy w jedną z alejek w milczeniu. O tej porze w
parku przebywała bardzo mała ilość pacjentów. To dobrze.
- Cześć Justin. – minęliśmy jakąś dziewczynę,
która również była w białym kitlu.
- Cześć
Sharon. – nie widziałam twarzy Justina, ale po głosie poznałam, że się uśmiecha
szeroko a na policzkach pojawiają się słodkie dołeczki.
Przyjrzałam się uważniej dziewczynie. Była ładna i do tego
pewnie inteligentna skoro również pracuje w szpitalu. Miała długie kasztanowe
włosy i duże piwne oczy, każdy facet leciał na takie dziewczyny, a do tego posiadała
długie nogi. Nie ukrywam, że poczułam zazdrość i nie tylko dlatego, że zna
Justina i bardzo prawdopodobne jest to, że mu się podoba, ale również dlatego
iż była ładna, czego nie można było powiedzieć o mnie.
- Coś
nie tak? – zapytał Bieber. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Przystanęliśmy przy jakiejś ławce. Justin usiadł a mnie
wziął na ręce i pomógł usiąść. Moje ciało przeszyła fala gorąca a jednocześnie starałam się nie drżeć zbyt mocno.
- Zimno
ci? – zapytał z troską na twarzy.
Zacisnęłam usta w wąską linię i uśmiechnęłam się sztucznie
kręcąc przecząco głową. A jednak nie potrafiłam ukryć mojej reakcji na jego
bliskość. Justin chyba mi nie uwierzył, ponieważ zdjął z siebie kilt i narzucił
na moje ramiona a sam został w zielonej koszuli i białych spodniach.
- Nie
jest mi zimno. – wymamrotałam pod nosem ale Justin uśmiechnął się w taki
sposób, jakby mi nie wierzył.
- Ty
drżysz.
Uniosłam głowę w górę a nasze spojrzenia się spotkały.
Zapragnęłam się do niego mocno przytulić i ... zresztą… on i tak traktuje mnie jedynie jako koleżankę.
-
Widzisz? – dłonią dotknął mojego ramienia.
Spojrzałam na nią i delikatny uśmiech wstąpił na moje usta.
Pokiwałam głową i ponownie wróciłam wzrokiem do twarzy Justina. Nie puścił
swojej dłoni. Wciąż ją trzymał na moim ramieniu. Już się tak nie trzęsłam, ale
kolana mi zmiękły. Na szczęście nie muszę chodzić, ponieważ to by dziwnie
wyglądało jakbym nie mogła używać kolan. Wtedy pewnie zaczęliby robić jakieś
dodatkowe badania, które by były zbędne. To tylko reakcja mojego ciała na dotyk
Justina. Tylko…
- Nie
powinieneś być w szkole? – zapytałam, ale on wzruszył ramionami.
- Powinienem,
ale dyrektor wie o tym że pracuję w szpitalu. – kiwnęłam głową. No właśnie
dyrko… - A ! Bym zapomniał. O 15 przyjdzie do Ciebie psycholog.
- No
nie! – warknęłam. – Nawet kiedy jestem w szpitalu on i tak każe mi odrabiać tą
karę.
- Ever…
- Bieber prawie szeptał. Odgarnął mi włosy opadające na twarz. Zarumieniłam się
i niestety nie mogłam powstrzymać tego procesu. – Chciałbym… chciałbym żebyś
wiedziała, że…
Niestety nie dokończył, ponieważ jakiś facet koło
dwudziestki go zawołał. Spojrzał na mnie z przepraszającym wzrokiem. Wstał i
podszedł do mężczyzny. Widziałam jak rozmawiają w skupieniu, ale nie usłyszałam
o czym. Zaczęłam z nudów bawić się palcami i oglądać okolicę.
Drzewo. Ławka. Chory z lekarzem. Drzewo. Ławka. Chory i
pies. Drzewo. Na ławce jakaś para zakochanych, w tym chłopak jest pacjentem.
Drzewo. Ławka. Drzewo.
- Już
jestem. – moją wyliczankę przerwał głos Justina. – Przepraszam, ale muszę już
Cię odwieźć na salę, no chyba że chcesz tutaj jeszcze zostać a ja przyjdę do
ciebie za godzinkę.
W oczach zaszkliły mi się łzy. Tutaj
czułam się tak dziwnie obca. Nie potrzebowałam niczyjej „opieki” a raczej
użalania się nade mną. To naprawdę zabolało. Poczułam się jak jakiś
niepotrzebny, całkowicie zbędny przedmiot.
Spuściłam głowę i zasłoniłam twarz włosami, żeby Bieber nie
widział moich łez. Czułam się również upokorzona.
- Idź.
Ja tu posiedzę. – te słowa prawie wyszeptałam, chrypiąc przy tym.
- Na
pewno? Może… - zaczął. Czułam jego spojrzenie na sobie. Dotknął mojego
policzka, ale ja strąciłam jego rękę.
- Idź.
– warknęłam. – Chce być sama.
Nie
patrzyłam na niego. Słyszałam jak wstaje i odchodzi. Zacisnęłam mocno pięści.
Widziałam jak łzy spływają mi z policzków prosto na biały kitel Justina. O
kurczę! Zupełnie o nim zapomniałam. Trudno. Oddam mu następnym razem.
Zostałam
sama, tak jak chciałam, ale wcale nie było lepiej. A wręcz przeciwnie.
Podniosłam głowę i otarłam łzy. Ktoś z naprzeciwka uśmiechnął się do mnie
pocieszająco. Był to mężczyzna koło siedemdziesiątki. Odwzajemniłam uśmiech po
czym próbowałam wejść na wózek inwalidzki, ale ziemia znowu zawirowała i
upadłam. Głowę przeszył mi ból, kiedy zderzyłam się nią z kołami wózka.
Ręką
rozmasowałam obolałe miejsce. Po kilku próbach wstania poczułam czyjąś mocną,
ale drżącą rękę na ramieniu. Ta osoba pomogła mi podnieść się i usiąść na
wózku. Dopiero wtedy zobaczyłam, że to ten sam staruszek.
-
Dziękuję. – posłałam mu delikatny, tym razem prawdziwy uśmiech.
- Nie
ma sprawy. – odpowiedział nadal stojąc prze de mną a jego twarz była cała
pogrążona w smutku, mimo iż uśmiech był widoczny na jego ustach.
Staruszek
usiadł na ławce, na której ja przed chwilą siedziałam. Wpatrywałam się w niego
nie mogąc oderwać wzroku. Nie wiem co to było, ale to coś kazało mi zostać przy
staruszku.
- Czy
coś się stało ? – zapytałam cicho.
Mężczyzna
spojrzał na mnie smutno i pokiwał głową, po czym westchnął głośno. Dostrzegłam
w jego oczach łzy, co mnie poruszyło.
- Jak
masz na imię? – spytał.
- Ever.
- Ever…
czy kochałaś kiedyś kogoś tak mocno, że mogłabyś dać temu komuś odejść mimo że
twoje serce rozpadłoby się na milion kawałków? – to pytanie mnie zaskoczyło.
Pomyślałam
o Kevinie. Później o Justinie. Nie wiem nawet co to jest miłość, więc chyba nie
potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Pokręciłam głową przecząco.
- Właśnie.
Bo widzisz… kiedy byłem jeszcze młody zakochałem się w pewnej kobiecie. Ona we
mnie również. Niestety ja byłem złym człowiekiem. Balowałem na wszystkich
przyjęciach jakie były w miasteczku, piłem do utraty przytomności,
rozkochiwałem w sobie dziewczyny a później je rzucałem. – dziadek wzdrygnął się
nieprzyjemnie na samo wspomnienie o przeszłości. – I zjawiła się ona.
Pokochałem ją jak jeszcze nikogo nie kochałem. Ona pokazała mi co to miłość,
ona nauczyła mnie o tą miłość walczyć. Ale ja byłem głupi, strasznie głupi! –
zauważyłam samotną łzę spływającą po policzku staruszka. – Nie potrafiłem się zmienić.
Nadal bardzo dużo piłem, raz nawet po pijanemu uderzyłem moją ukochaną. A ona
nadal mnie kochała. Potem za jej namową poszedłem na odwyk. Wyciągnęła mnie z
tego bagna, a ja co zrobiłem w zamian? Sprawiłem, żeby mnie znienawidziła. Tak
było lepiej. Byłem idiotą, nie chciałem jej ranić dlatego pozwoliłem żeby
odeszła… do mojego najlepszego przyjaciela. Wzięli ślub i mieli razem dzieci,
ja natomiast samotnie szedłem przez życie. Nigdy się nie ożeniłem, aż dożyłem
tej starości. Miałem iść do lekarza, ponieważ zacząłem ciężko oddychać. Idąc
korytarzem zobaczyłem ją. Moją ukochaną. Leżała nieprzytomna na łóżku
szpitalnym. Podłączona do różnych kabli. Jak ją poznałem? Po wyrazie twarzy.
Zawsze miała łagodne rysy i usta wygięte w delikatnym uśmiechu. Nie mogłem się
powstrzymać. Wszedłem i usiadłem na stołku obok. Chwyciłem jej dłoń. Była
zimna, niemal lodowata. Płakałem, ale ona nie budziła się. Lekarz powiedział
mi, że ona wszystko słyszy, ale jest w śpiączce.
Staruszek
przez chwilę przestał mówić. Łzy dławiły go w gardle. Wyciągnął chusteczkę z
kieszeni i wysmarkał nos po czym nabrał dużo powietrza i dalej ciągnął swoją
opowieść.
-
Wiedziałem, że mnie słyszała, ale nie mogłem niczego wykrztusić z siebie. Tyle
miałem jej do powiedzenia, ale nie potrafiłem wydobyć tego z siebie. W końcu
szepnąłem: „Skarbie to ja, twój John. Kocham Cię. Zawsze kochałem. Nigdy nie
przestałem, proszę uwierz mi.” Ucałowałem jej dłoń i od tego dnia przez miesiąc
przychodzę do niej codziennie. Dzisiaj również.
Kiedy
skończył opowiadać rozpłakałam się. Ta historia wzruszyła mnie bardzo i była
prawdziwa, ona nadal trwała. Łzy płynęły mi po policzku strumieniami. Na
początku próbowałam je powstrzymać, ale później przestałam.
- Ever…
- to był Justin.
Nie
patrzyłam na niego. Staruszek poklepał mnie po plecach i roześmiał się widząc
jak płaczę. Ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. A może to mina Justina go
rozbawiła?
-
Skarbie nie płacz. – jednak moje łzy go rozbawiły. – Bo ten chłopiec wygląda
jakby się przestraszył.
- Nie…
- zająknął się Justin.
-
Proszę pana. – szepnęłam patrząc na niego przez mgłę łez. – Czy moglibyśmy
jeszcze kiedyś porozmawiać?
-
Oczywiście skarbie, kiedy tylko będziesz chciała. – powiedział z uśmiechem na
twarzy.
- A
mogłabym odwiedzić tą kobietę, o której pan mówił?
Na
twarzy Johna zagościło zdumienie. Był zaskoczony tym pytaniem, a jednocześnie
poruszony. Kiwnął twierdząco głową i ścisnął moją dłoń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz