Doszłam na przystanek i wsiadłam do autobusu. Odjechał po dwóch
minutach. Siedziałam w środku gapiąc się przez okno. Oglądałam otaczającą
mnie okolicę. Inaczej wyglądała niż nocą. Autobus zatrzymał się na
jeszcze trzech przystankach i w końcu czwartym była moja szkoła.
Wysiadłam z niego i udałam się do budynku.
Wzrokiem szukałam Justina. Chciałam mu wyjaśnić wczorajszy wieczór, ale
nigdzie go nie zobaczyłam. Miałam szansę dopiero albo w czasie lanchu
albo na odsiadce po lekcjach. Westchnęłam. Nie lubiłam czekać przed ważną
rozmową, ponieważ im dłużej czekam tym bardziej się denerwuję.
Tak było też i tym razem. Pierwszą lekcją była biologia. Usiadłam w
ławce pod oknem. Nie zauważyłam jak wszedł nauczyciel. Ocknęłam się
dopiero kiedy wyczytał z listy moje imię i nazwisko.Później nie
słuchałam go, odpłynęłam. Myślami byłam przy Justinie, ojcu oraz Kevinie.
Z radością
wspominałam tamten wieczór, a sam uśmiech nasunął mi się na
twarz. Niestety nauczyciel też to zauważył i podszedł do mnie.
-Rozbawiłem
Cię Simon ? – prawie że warknął. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.Nie
miałam za bardzo ochoty na sprzeczki z Adamsem. – W takim razie powiedz
nam czym cię rozbawiłem.
-
Pan niczym. – mruknęłam od niechcenia. W klasie panowała idealna
cisza, a spojrzenia wszystkich były utkwione we mnie i Adamsa.
- No więc kto ? – uniósł pytająco brew.
-
Nie sądzę żeby pana obchodziły moje prywatne sprawy a i ja nie mam
zamiaru ich ujawniać. – powiedziałam patrząc się na nauczyciela.
Widziałam jak wewnątrz prawie eksploduje we wściekłości.
- Do dyrektora. – wycedził wlepiając mi jakąś karteczkę.
Westchnęłam, ale wzięłam ją do ręki a na ramię zarzuciłam torbę i
wyszłam z klasy po raz kolejny idąc do gabinetu dyrektora. Kiedy już doszłam
otworzyłam drzwi bez pytania i usiadłam na krześle.
- Wróć.– powiedział facet za biurkiem nawet nie podnosząc na mnie wzroku. Zmarszczyłam czoło. – Wyjdź i przyjdź jak należy.
Nie za bardzo mi się chciało, więc nie ruszyłam się wcale. Dyrektor
nadal nie podnosił głowy. W ogóle nic nie mówił i to było irytujące.
Siedzieliśmy tak w ciszy chyba koło 15 minut. Nie wytrzymałam. Wyszłam
trzaskając drzwiami po czym zapukałam do nich delikatnie.
-Proszę! – usłyszałam odpowiedź.
Weszłam i usiadłam na krześle.
- Czy to było takie trudne Simon? – zapytał patrząc na mnie z rozbawieniem.
-
Nie.– wycedziłam wściekła. Podałam mu karteczkę i wyciągnęłam nogi przed
siebie.Mężczyzna kilka razy przeczytał kartkę i westchnął.
- Czyty się kiedykolwiek zmienisz Ever? Kiedykolwiek? – zmarszczył czoło i patrzył na mnie z naganą w oczach.
- Moja wina? Mam dzisiaj kiepski humor. – warknęłam.
- Kiepski powiadasz? A miałaś w ostatnim czasie dobry humor? Bardzo w to wątpię.
- Owszem miałam. – syknęłam zła.
- Jaki?
- A to już nie pana sprawa. – warknęłam.
-
Dobrze. W takim razie od jutra zaczniesz chodzić do szkolnego psychologa
i zakańczam odsiadkę u pani Richards. Postanowione. O 12.05 stawisz się w
gabinecie pani psycholog i nie chce nawet słyszeć wymówek. Możesz iść.
Wytrzeszczyłam oczy.
Ja? Do psychologa? Przecież nie jestem psychicznie chora? Po jakiego
mi jakiś durny psycholog? Już chciałam zaprotestować, ale zobaczyłam
groźną minę dyrektora. Wściekła wybiegłam z pomieszczenia, trzaskając
przy tym drzwiami i wpadając na bruneta.
- Justin. – szepnęłam, ale on tylko spojrzał na mnie przelotnie i oddalił się.
Moje serce
pękło. Czułam to. Bolało mnie tak strasznie, że upadłam na ziemię.
Nie obchodziło mnie, że na środku korytarza. Dyszałam ciężko a słone łzy
spływały mi po policzkach. Świat wokół zaczął wirować.
-Weźcie mnie stąd… weźcie mnie stąd… - szeptałam w kółko przerażona.
Nie wiedziałam
gdzie góra i dół, więc położyłam się na plecach. Zaraz spadnę…jestem
raz na górze … spadnę… raz na dole. Błagam zróbcie coś. Zamknęłam
oczy,ale wtedy jakby mózg zaczął mi wibrować. Zaczęłam płakać z
bezsilności. Co się dzieje? Wtedy urwał mi się film.
Obudziłam się
w białym pomieszczeniu. Po zapachu wnioskuję, że jestem w szpitalu.
Powoli zaczynałam przypominać sobie ostatnie zdarzenia. Byłam w szkole…
kręciło mi się w głowie, teraz jedynie miałam lekki ból głowy.
- Dzień dobry. Mam na imię Justin i jestem zast…. – urwał w połowie zdania.
Zobaczyłam Biebera
w białym kitlu. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Rozdziawiłam
buzię.On również był w takim samym stanie szoku co ja, więc wyglądał
bardzo podobnie.
- Co ty… - zaczęłam.
- … tu robisz.. – dokończył Justin.
- Justin… - szepnęłam, ale w tej chwili do środka wparował mój ojciec.
-
Ever nic ci się nie stało?! Zadzwonili do mnie niedawno, wcześniej
miałem telefon wyłączony i nie słyszałem. O Boże nic ci nie jest ?
- Tato uspokój się. – powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy widząc go.Wyglądał na zatroskanego i taki był. To urocze.
Dopiero w
tej chwili mój ojciec zauważył Justina stojącego z niepewną miną na
twarzy. Gorączkowo wpatrywał się to we mnie to w mojego tatę nie wiedząc
co powiedzieć.
- A ty? Kim jesteś młody człowieku? – zapytał ojciec.
-
Ja… -Justin nerwowo zagryzł wargę. – Jestem Justin Bieber. Pracuję
tutaj jako pomocnik doktora Williama. Pan doktor chciał abym sprawdził
stan pacjenta.
- Oh,no dobrze. Kiedy będę mógł odwiedzić córkę?
- Za godzinkę. To nie potrwa długo. – zapewnił Justin. Tata spojrzał na niego podejrzliwie po czym swój wzrok przeniósł na mnie.
-Wracam za godzinę, żeby nie było! – zawołał wesoło.
-Dobrze.
– uśmiechnęłam się delikatnie. – Byłabym wdzięczna gdybyś nie mówił
o tym wypadku Dianie. Nie chcę żeby wiedziała gdzie jestem. Tato… -
wyglądał jak mały chłopaczek przyłapany na gorącym uczynku. – TATO !
- Może niech już pan pójdzie… - zaproponował Bieber.
-
To bardzo dobry pomysł! – ucieszył się mój ojciec. – To pa! – niemal
wybiegł z Sali w której leżałam. No pięknie! Byłam wściekła. Tchórz!
Wewnątrz mnie niemal wszystko się gotowało.
-Spokojnie… - zaczął mówić Justin.
-SPOKOJNIE?!
– wrzasnęłam głośno. – Jak mam być spokojnie, kiedy ta idiotka wie gdzie
jestem i będzie chciała żebym wróciła do domu? Nie mam zamiaru… co
się tak na mnie patrzysz? – zapytałam widząc jak Bieber patrzy na mnie a
jego oczy błyszczą się w dziwny sposób.
- Nie nic. – jego twarz znowu przypominała głaz. – Jak się czujesz?
Zamrugałam osłupiała.
Tak nagle się zmienił. Wcześniej patrzył na mnie jakby czuł się za coś
winny, ale nie wiem… może mi się tylko wydawało? A teraz? Znowu ta
sama maska, aby przykryć swoją prawdziwą. Znowu wyglądał tak jakby miał
mnie gdzieś. A może naprawdę miał?
- No więc? – uniósł pytająco brew.
-Trochę mnie głowa boli. – wymamrotałam.
-
Okej.– mruknął i zapisał coś na kartce. – Teraz leż i odpoczywaj, twój
organizm musi odpocząć. Jesteś od teraz przywiązana do kroplówki, więc nie odłączaj
się sama.
- Justin… - szepnęłam, sama nie wiem czemu.
Brunet zatrzymał
się tuż przy drzwiach i odwrócił twarzą do mnie. Przez chwilę myślałam,
że widzę jak się uśmiecha, ale to mogło mi się przewidzieć.
- Czy to ty mnie przytuliłeś kiedy płakałam w szpitalu? – zapytałam.
Justin nie
odpowiedział tylko podszedł do mnie i mocno przytulił. Poczułam zapach
jego perfum i wiedziałam, że to on. Wtuliłam się w niego. Czułam się
bezpieczna jak nigdy, ale to nie trwało długo. Chłopak oderwał się i bez
słowa wyszedł.
O
co mu chodziło? Zamrugałam zdziwiona. Ja chyba nigdy go nie zrozumiem.
On zawsze będzie dla mnie zagadką. Położyłam się na szpitalnym łóżku i
nawet nie zauważyłam jak powieki same mi się zamknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz