Nie mogłam w to uwierzyć, że to wszystko tak szybko zleciało. Te dwa tygodnie u Justina. Już dzisiaj wracał mój ojciec i miałam wyprowadzać się po południu z powrotem do domu.
Teraz była sobota, a raczej jej początek. Siedzieliśmy o czwartej nad ranem razem z Justinem na dachu jego domu. W grubych swetrach na kocu obserwowaliśmy wschód słońca. Czegoś tak pięknego w życiu nie widziałam. Niebo przybrało w dolnych granicach nieba barwę żółtawą, prawdopodobnie od blasku słońca. Im wyżej tym ciemniej, ale nadal był to jasny błękit. Do tego nad miastem unosiła się lekka mgła dodająca uroku całemu wschodowi słońca.
- Pięknie. – wyszeptałam i szczelniej otuliłam się swetrem Kevina.
Justin spojrzał na mnie i się uśmiechnął po czym ponownie spojrzał na słońce i westchnął z rozkoszą. Pokiwał głową na znak, że się zgadza.
- Ever… - zaczął Justin nadal nie patrząc na mnie. – Miałaś kiedyś takie uczucie, że chciałaś komuś powiedzieć o wszystkim co cię gnębi, ale bałaś się, że ta osoba cię odrzuci?
- Nie rozumiem. – zmarszczyłam czoło. – Jeśli chce się komuś powiedzieć swoje problemy to ta osoba powinna cię wysłuchać i to zrozumieć a nie odrzucać.
- A jeśli… a jeśli ten problem dotyczy także tej osoby? – Justin spojrzał na mnie zagryzając dolną wargę.
- Chcesz mi coś powiedzieć? – spoglądnęłam na niego.
Justin wahał się. Przez chwilę otwierał buzię aby coś powiedzieć, ale po chwili ją zamykał nie zdolny do wydobycia z siebie głosu.
- Rozumiem. – mruknęłam pod nosem.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę, po czym wróciliśmy do środka, gdzie było o wiele cieplej i przytulniej. Zjadłam ostatnie śniadanie w tym domu. Spakowałam się, co zajęło mi zaledwie piętnaście minut, ponieważ nie miałam zbyt wiele rzeczy. Usiadłam na łóżku i obserwowałam pokój. Bardzo ciężko będzie mi się z nim rozstać, ale nie mogłam być dłużej obciążeniem dla Bieberów.
Kiedy zeszłam na dół do salonu usłyszałam brzdąkanie gitary. To pewnie Justin. Powoli i po cichu weszłam do pomieszczenia. Niestety chłopak natychmiast mnie zauważył. Posłał w moją stronę olśniewający uśmiech, przez który zawsze miękły mi kolana.
- Zagrasz mi coś? – zapytałam podchodząc bliżej.
- Siadaj. Zagram ci coś i powiesz mi, co o niej myślisz. Okej? – spojrzał na mnie pytająco.
- Jasne. – przytaknęłam głową i usiadłam na kanapie.
Justin zaczął najpierw grać. Była to piękna melodia, aż chciało się pływać po niebie. Chwilę później do melodii dołączył jego głos.
Narysuj sobie obrazek
Na którym będziesz wyglądać tak jakbyś chciał
Może wtedy będą mogli poczuć miarę twojego bólu
Skup się
Wyjdź z cieni
To przegrany zakład
Nie ma potrzeby się wstydzić
Bo oni nawet cię nie znają
Wszystko co widzą to blizny
Nie widzą anioła
Żyjącego w twoim sercu
Pozwól im odnaleźć prawdziwego siebie
Ukrytego głęboko wewnątrz
Pozwól im dowiedzieć się wszystkim co masz
Że nie jesteś swoją skórą
Kiedy zaczynają cię osądzać
Pokaż twoje prawdziwe oblicze
I zrób raz innym
Tak jak zrobiono tobie
Wznieś się ponad to
Zabij ich swoją życzliwością
Ignorancja jest zaślepiona
Oni są tymi, którzy stracą
To był głos prawdziwego anioła. Nigdy nie słyszałam czegoś tak pięknego. Nie chodzi tu tylko o tekst, ale również o osobę która to śpiewała.
- To było… - zaczęłam, po czym dodałam cicho z westchnieniem. - … piękne.
- Naprawdę? – Justin spojrzał na mnie aby się upewnić.
- Oh tak! – potwierdziłam od razu. – Sam to napisałeś?
- Tak.
- Jesteś genialny. Masz talent i do pisania i do śpiewania. Powinieneś coś z tym zrobić. – powiedziałam podekscytowana.
- Nie sądzę. – Justin skrzywił się.
- Czemu nie? – zmrużyłam oczy.
- Muszę się zająć medycyną. Nie mam czasu na jakąś tam zabawę w śpiewanie. – powiedział chłodno. –Teraz w show biznesie źle się dzieje. Przestali produkować muzykę, a puszczają na rynek same takie badziewie jak Rihanna czy Lady Gaga.
- Więc pokaż im wszystkim jaka jest prawdziwa muzyka !
- Nie. – wycedził przez zęby. Jego nastrój drastycznie się zmienił. Nareszcie zdjął maskę, wydobył z siebie całą złość, którą wcześniej dusił. – Ja muszę być lekarzem. Muszę iść na studia.
- A kto powiedział, że musisz?! – teraz to ja się wkurzyłam. Miałam tego dosyć. Justin zachowywał się jak dzieciak. – Zrozum. To, że twoja matka umarła tak a nie inaczej to nie twoja wina rozumiesz?! Nie musisz teraz tego wszystkiego nadrabiać. Nie możesz robić w życiu to czego nie lubisz.
- Ale ja to lubię..
- Jasne! Może i jesteś świetnym pomocnikiem lekarza i bardzo dobrze ci to idzie, to twoim powołaniem jest muzyka. Nie zmarnuj swojego talentu myśląc wciąż o przeszłości. To było. Rozumiesz? BYŁO! Już nigdy nie wróci. Pogódź się z tym. – westchnęłam. – Widziałam z jaką pasją grasz. Masz głos anioła.. – urwałam ostatnie zdanie. Zagryzłam wargę uświadamiając sobie co właśnie powiedziałam.
Justin uśmiechnął się do mnie smutno.
- To nie takie proste. Nie można ot tak zostać gwiazdą. Pochodzimy przecież z małego miasta, gdzie nie ma żadnego studio ani nic.
- Nakręcimy filmik i wsadzimy do you tube ! – wykrzyknęłam zadowolona.
- Żartujesz? – Justin zmarszczył czoło niezbyt zachwycony tym pomysłem.
- No daj spokój! To będzie coś! Posłuchaj… załóżmy się. Jeśli przez pierwszy tydzień będziesz miał 1000 wejść i do 20 komentarzy pozytywnych to będziesz wrzucał jeszcze kilka filmików. Nie koniecznie od razu. – dodałam szybko. – Jeśli nie to ty wygrałeś i dasz sobie spokój z tym całym show biznesem i zajmiesz się medycyną. Co ty na to?
- Stoi. – powiedział i wyciągnął przed siebie rękę a ja ją uścisnęłam. – To kiedy zaczynamy?
- Choćby teraz. – wzruszyłam ramionami.
Mieliśmy mnóstwo ubawu z nakręceniem filmików. Za każdym razem kiedy włączyłam kamerę Justin wybuchał śmiechem i potem nie mógł przestać.
- To dziwne śpiewać do kamery. – zachichotał.
- Pomyśl, że śpiewasz dla mnie. – wzruszyłam ramionami.
W końcu po godzinie starań udało się nam. Weszliśmy na konto Justina i wrzuciliśmy filmik. Wtem mój telefon zadzwonił. To tata.
- Tak tatku? – zapytałam wesoło.
- Skarbie ja utknąłem w gigantycznym korku, więc dojadę dopiero wieczorem. Jak chcesz możesz już się wprowadzić do domu. – powiedział.
- Okej. – mruknęłam z niezadowoleniem. Tęskniłam za ojcem. – Do zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. – powiedział i rozłączył się pierwszy.
- I jak? – zapytał Justin.
- Tata wróci dopiero wieczorem. – westchnęłam odkładając telefon na miejsce.
- Idziemy?
- Ale co? – spytałam zerkając na bruneta nieco zdezorientowana.
- Zjemy obiad na mieście. – podał mi rękę a ja ją chwyciłam i razem wyszliśmy na zewnątrz.
Nigdy jeszcze nie czułam się taka wolna i tak swobodnie przy kimś. Nie musiałam obawiać się, że Justin powie komuś o moim popieprzonym życiu, albo jak zrobię coś głupiego. Oboje udawaliśmy wariatów. Śmiejąc się biegaliśmy po mieście wpadając na przypadkowych ludzi. Nogi mnie bolały, ale mój humor nie pozwalał mi na odpoczynek. Energia rozpierała mnie od środka.
Nawet nie zauważyłam jak zaczęło się ściemniać. Raptem nastał wieczór i musieliśmy wracać. Najpierw wzięłam rzeczy z domu Biebera. Pożegnałam się z Jeremy’m po czym razem z Justinem spacerkiem ruszyliśmy do domu. Mojego domu.
- Jesteśmy przyjaciółmi? – zapytał Justin, kiedy już byliśmy blisko celu. W odpowiedzi skinęłam głową. – I jesteśmy ze sobą zawsze szczerzy?
- Oczywiście.
- Możemy na sobie polegać?
- Na tym polega przyjaźń. – zmarszczyłam czoło. – Justin o co chodzi?
- Obiecaj… po prostu obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca. Muszę… muszę ci coś powiedzieć. To od początku naszej znajomości dręczy mnie i prześladuje. Nie mogę dłużej tego w sobie dusić.
- Co się stało? – powtórzyłam pytanie.
- Bo ja.. – z każdym kolejnym słowem zbliżał się do mnie. Chwycił mnie za rękę a po moich plecach przeszedł dreszcz.- .. zrobiłem coś strasznego. – Pochylił się nade mną tak, że czułam jego oddech na swojej skórze.
„Pocałuj mnie! Pocałuj!” wołała każda cząsteczka mojego ciała. Serce przyspieszyło rytmu. Czekałam aż powie te magiczne słowa, ale jak bardzo się przeliczyłam!
Zamiast tego zbladłam. Nie.. nie mogłam w to uwierzyć. On nie mógł tego zrobić. Nie, to niemożliwe. Pustka, nienawiść, złość, żal to wszystko co czułam po wypowiedzeniu ostatniego zdania przez chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz