Minął miesiąc od śmierci mojego brata. Dzisiaj z pomocą Justina dowlokłam się na cmentarz. Zapaliłam znicz i usiadłam na ławeczce przed grobem. Złożyłam ręce w modlitwie. Mówiłam do Kevina, dziękowałam Bogu za wszystko, przepraszałam i prosiłam… o co? O to, aby mój braciszek był tam na górze szczęśliwy.
Był środek kwietnia, czyli już niecały tydzień mieszkałam u Justina. Przez większość czasu oglądaliśmy telewizję, a czasami chodziliśmy na spacery do parku. Kilka razy zdarzyło mi się zwymiotować oraz świat wirował mi wokoło. On zawsze przy mnie był. Tylko parę razy był w sklepie.
Dzisiaj również wyszedł i nie było go już piętnaście minut. W domu panowała cisza, ponieważ tata Justina poszedł do pracy, a mama…? Gdzie ona jest? Przez cały ten czas zastanawiałam się nad tym. Usiadłam na kanapie w salonie. Na stoliku leżała jakaś kartka. Wiedziałam, że nie powinnam ale musiałam. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać.
jaki dziś dzień
i jaki mamy miesiąc
ten zegar nigdy nie wydawał się być tak pobudzony
nie potrafię nie tracić ducha i nie potrafię się wycofać
straciłem tyle czasu
bo jesteśmy ty i ja i cala reszta ludzi
nic do zrobienia, nic do stracenia
i jesteśmy ja i ty i cala reszta ludzi i
nie wiem czemu nie potrafię oderwać od ciebie oczu
wszystkie rzeczy które chciałbym ci powiedzieć
po prostu nie płyną prawidłowo
podróżuje po słowach, powodujesz ze moja głowa wiruje
nie wiem dokąd mam stad pójść
bo jesteśmy ty i ja i cala reszta ludzi
nic do zrobienia, nic do udowodnienia
i jesteśmy ja i ty i cala reszta ludzi i
nie wiem czemu nie potrafię oderwać od ciebie oczu
coś o tobie teraz
nie potrafię sie w tym połapać
wszystko co ona robi jest piękne
wszystko co ona robi jest prawidłowe
To o Sharon. To na pewno o niej. A przez chwilę… przez chwilę łudziłam się, że to o mnie. Jestem taka głupia no bo ten kawałek „wszystko co ona robi jest piękne” mówi pewnie o tym, jak Sharon leczy chorych ludzi. Cisnęłam kartkę na stolik. Usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi.
- Ever gdzie jesteś? – to był Justin.
- Salon. – odpowiedziałam.
Chłopak wszedł do pokoju i spojrzał na mnie uważnie.
- Coś się stało? Jak się czujesz? – zapytał z troską w głosie.
- W porządku. Słuchaj… - wstałam z kanapy i podeszłam do niego. – Poznałam już twojego tatę, a mama?
Justinowi zrzedła mina, a w jego oczach pojawił się ból. Widziałam jak zaciskał mocno pięści tak, że aż kostki mu zbielały. Dotknęłam jego ramienia, ale on odwrócił się i poszedł do kuchni nerwowo rozpakowując zakupy.
- Przepraszam. Ja nie ch… - zaczęłam cicho.
- Nie żyje. – odpowiedział ze ściśniętym gardłem. – Nie żyje! – powtórzył tym razem krzycząc a jego głos potoczył się przez dom echem.
Patrzył na mnie wściekle. Widziałam jak chciał w coś uderzyć, coś roztrzaskać. Jego szczęka napięła się. Rozwalił w ręce kubek który akurat trzymał. Odłamki szkła zraniły go w rękę, z której już spływała krew. Wyglądał naprawdę przerażająco. Zaczęłam się cofać ku drzwiom nie spuszczając z niego oka. Bałam się.
- Ever ja … - nie chciałam tego słuchać.
Wybiegłam z kuchni i skierowałam się prosto do „mojego pokoju”. Zakluczyłam drzwi i usiadłam na łóżku ciężko oddychając. Dłońmi chwyciłam się za głowę, ponieważ znowu poczułam znajome, nieprzyjemne wibracje mózgowe. Po policzkach spływały mi łzy, łaskocząc policzek.
- Ever proszę otwórz. – to Justin zaczął pukać w drzwi. Nie odpowiedziałam, więc on zaczął mocniej walić w nie. – Ever czy coś ci się stało?! – podniósł głos.
W końcu usłyszałam jak otwiera drzwi… pewnie ma zapasowy klucz, albo coś w tym stylu. Odwróciłam się od niego plecami. Poczułam jak łóżko się „załamuje” pod jego ciężarem, a później Justin delikatnie chwycił moje włosy i przerzucił je przez lewe ramie odsłaniając twarz.
- Przepraszam. – wyszeptał prosto do mojego ucha. – Naprawdę tego żałuję. – opuszkiem palca gładził mój kark.
Serce zaczęło mi bić o tysiąc razy szybciej. Bałam się, że albo Justin to usłyszy, albo moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi i pogna gdzieś daleko stąd. Zadrżałam. Nadal nie mogłam się opanować, kiedy Bieber mnie dotykał. Miałam wtedy ogromną ochotę aby odwrócić się i pocałować go, poczuć jego usta na moich. Z trudem zaciskałam pięści aby się powstrzymać. Nie mogłam tego zrobić, ponieważ to uraziłoby moją dumę.
- Kiedy chodzi o moją matkę, robię wtedy strasznie głupie rzeczy. – westchnął cicho. W jego głosie usłyszałam głęboki ból oraz rozpacz, jakby lada chwila Justin miał się załamać. – Była wtedy wspaniałą kobietą, a ja byłem strasznie głupi. Miałem czternaście lat, więc zachowywałem się jak dzieciak. Wpadłem w złe towarzystwo. Piłem, paliłem i ćpałem. Mama nie raz robiła mi z tego powodu awantury i dawała szlabany. Ja wtedy uciekałem do swojego pokoju i wymykałem się przez balkon. Często słyszałem jak mama płakała prze ze mnie w nocy. – Justin przełknął ślinę. – Przez kolejne tygodnie zachowywała się dziwnie, ale ja tego nie zauważyłem. Już na mnie nie krzyczała, nie robiła awantur. Mogłem robić co chciałem. Ojca ciągle nie było w domu, więc on nie był przeszkodą. Taki byłem zaślepiony, że nie zauważyłem jak zachorowała. Na białaczkę. Pewnego dnia… 13 września wróciłem ze szkoły i zobaczyłem ją na łóżku. Leżała martwa….
Brunet nie wytrzymał i rozpłakał się. Nie wiedziałam co mam zrobić. Spojrzałam na niego, ale on unikał mojego wzroku. Schował głowę w swoich dłoniach. Pogłaskałam go po włosach, a Bieber położył się na moich kolanach. Twarz ukrył w moim brzuchu. To było rozczulające, gdyby nie to, że chłopak płakał.
Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nigdy. I wątpię, żeby ktokolwiek widział. Justin przecież był popularny w całej szkole, więc nie mógł sobie pozwolić na płacz przy kumplach. Wtedy zrozumiałam dlaczego Justin pracuje w szpitalu. Chce naprawić swój błąd…
Starałam się go uciszyć i powoli zaczynało mi się to udawać. Justin przestał płakać, teraz już tylko pociągał nosem. Uniósł głowę spoglądając mi głęboko w oczy. Jego czekoladowe tęczówki błyszczały się jeszcze od łez. Wpatrywał się we mnie, jakbym była jego matką.
- Przypominasz mi ją. Z wyglądu. – powiedział. Skinęłam głową. – Dzięki za wszystko Ever. Jesteś świetną przyjaciółką. – uśmiechnął się delikatnie, ale szczerze po czym pocałował mnie w czoło i tak po prostu wyszedł.
- Przyjaciółką, taa… - mruknęłam pod nosem i opadłam na łóżko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz