ROZDZIAŁ 11

- Ever… Ever… obudź się. Cholera. – to był Justin. Starałam się nie uśmiechać, ale wiedziałam że dłużej tak nie wytrzymam. W końcu uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam przerażonego Biebsa. – Coś ci się stało? Bardzo się potłukłaś? Przepraszam, jestem idiotą. To prze ze mnie. Wybacz mi…
Nie pozwoliłam mu skończyć, ponieważ wybuchłam śmiechem. Zaczęłam się tarzać po podłodze, natomiast Bieberowi nie bardzo było do śmiechu. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
- Gdybyś widział swoją minę. – parsknęłam śmiechem.
- To nie jest zabawne. Ja naprawdę się martwiłem. – mruknął zły i odwrócił się do mnie plecami.
- Oj no Justiin. – nadal się uśmiechałam nie zrażona jego złością.
Wyglądał tak słodko kiedy się złościł i był obrażony. Przytuliłam się do niego od tyłu. Czułam jak się rozluźnia i uśmiecha. Spojrzałam na jego twarz w górę, a on w tym samym momencie spoglądnął na mnie. Posłałam mu najładniejszy uśmiech jaki miałam. Wyglądał na udobruchanego.
Odwrócił się przodem do mnie, a ja go puściłam. Palcem wskazał na swój policzek. Zarumieniłam się. Niepewnie stanęłam na palcach i cmoknęłam go tam gdzie pokazywał. On z uśmiechem oddał mi stanik a ja wywróciłam oczami. Wróciłam do dalszego pakowania się. Zajęło mi to dziesięć minut.
W końcu wyruszyliśmy do domu Justina. Nic u niego się nie zmieniło. Zaskoczyła mnie tylko ponowna nieobecność rodziców Biebera. Gdy już weszliśmy do środka brunet pokazał mi mój tymczasowy pokój. Był naprawdę ładny i bardzo skromny.
- Ja jestem naprzeciwko gdybyś czegoś potrzebowała. – uśmiechnął się i zostawił mnie abym mogła się rozpakować. Tak też zrobiłam.
Po rozpakowaniu się usiadłam na łóżku. Zrobiło mi się nagle słabo. Obraz zaczął wirować a ja czułam jak spadam i spadam i spadam… coś ciągnęło mnie w dół, a ja nie mogłam się temu oprzeć.
- Justin. – zawołałam słabo.
Nie sądziłam, żeby mnie usłyszał ale mimo to usłyszałam jak podbiega do mnie i klęka. Czułam jak bierze moją głowę i kładzie ją sobie na kolanach. Zacisnęłam mocno oczy, do których napłynęły mi łzy, sama nie wiem dlaczego.
- Proszę weź… weź to… - szepnęłam błagalnie dusząc łzy.
- Cii… - wyszeptał całując i głaszcząc mnie we włosy. – Jestem tu. Zaraz minie, wytrzymaj…
Po chwili czułam jak się podnoszę, a później kładę na miękkim łóżku. Zacisnęłam powieki oraz rękoma mocno chwyciłam się łóżka, aby znowu nie spaść. Następnie coś mokrego i zimnego pojawiło się na moim czole,a była to zmoczona w chłodnej wodzie chustka. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam Justina siedzącego tuż przy mnie. Zdobyłam się na lekki uśmiech, na więcej nie było mnie stać. Aż w końcu zasnęłam…
Obudziłam się rankiem, dosyć wcześnie. Spojrzałam na zegarek – była 6 rano. Zobaczyłam Justina który siedział na krześle a jednocześnie trzymał nadal moją dłoń. Czuwał.
Wargi miał lekko rozchylone a włosy potargane. Wyglądał na zmęczonego. Pogłaskałam go z czułością po policzku wolną ręką. Słodko spał, to trzeba było przyznać. Delikatnie wyjęłam swoją dłoń z jego. Wiedziałam, że śpi, więc co mi szkodzi… pocałowałam go w czoło i wstałam z łóżka.
Chwiejnym krokiem wyszłam na korytarz w poszukiwaniu łazienki, która była tuż obok mojego pokoju. Stanęłam opierając się rękoma o zlew i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam tam karykaturę dziewczyny. Wyglądała okropnie. Potargane, zlepione włosy i liczne zadrapania na twarzy, które nie wiadomo skąd się wzięły. Umyłam twarz a potem wytarłam ją ręcznikiem, który prawdopodobnie należał do chłopaka.
Kiedy wróciłam do pokoju Justin już nie spał, tylko rozglądał się dookoła niespokojnie. W końcu zauważył mnie w drzwiach i odetchnął z ulgą.
- Tutaj jesteś. – powiedział z lekką pretensją w głosie.
- Przepraszam, nie chciałam cię martwić. Byłam w łazience. – wyjaśniłam przepraszającym tonem.
- W porządku. – uśmiechnął się lekko i wstał podchodząc do mnie. – Jesteś głodna?
- Trochę. – wzruszyłam ramionami.
- Zrobię ci śniadanie, więc przebierz się… - zmierzył mnie takim spojrzeniem, aż się zaczerwieniłam. – i zejdź na dół. – wyszedł kręcąc głową z uśmiechem na ustach.
Wyjęłam z szafki dresy oraz koszulkę mojego brata. Już nie płakałam, mimo że w moim sercu nadal panowała ta ogromna pustka po Kevinie. Zacisnęłam mocno pieści aby wziąć się w garść. Dzisiaj czułam się o wiele lepiej niż wczoraj, chociaż nadal miałam lekki ból głowy.
Ze skarpetkami na stopach zeszłam na dół. Po lewej stronie znajdowała się kuchnia, więc udałam się tam. Panowała kompletna cisza. Zmarszczyłam czoło. Myślałam, że tam jest Justin i robi śniadanie. Weszłam do środka i nie pomyliłam się. Rzeczywiście na środku kuchni stał brunet a po przeciwnej stronie mężczyzna, który musiał być jego ojcem.
Wyglądał na bardzo zmęczonego życiem człowieka, a jednocześnie zbyt dumnego, aby się do tego przyznać. Obaj mierzyli się chłodnymi spojrzeniami. Wtedy ojciec Biebera spojrzał na mnie.
- A ty kim jesteś młoda damo? – zapytał zaskoczony.
Przez chwilę zapomniałam jak mam na imię. Język ugrzązł mi w gardle. Byłam za bardzo zestresowana tym spotkaniem oraz równocześnie zdziwiona zaskoczeniem mężczyzny.
- Jestem Ever Simon. – przedstawiłam się.
- A co robisz w moim domu? – uniósł pytająco jedną brew.
- Tato. – westchnął Justin. – Miałem zamiar Ci o tym powiedzieć, ale Ciebie wiecznie nie ma w domu, więc co mogłem zrobić? Ever leżała w szpitalu i ma aktualnie wirusa nerwu równowagi, czyli częste zawroty głowy i nudności. – wytłumaczył widząc pytające spojrzenie swojego ojca.
- Nadal nie rozumiem…
- W szpitalu brakuje miejsc dla chorych znacznie gorzej od Ever, dlatego musieliśmy ją gdzieś przenieść…
- A nie może mieszkać u siebie w domu? – zapytał mężczyzna.
Justin spojrzał na mnie pytając o zgodę, czy może mu powiedzieć o moich relacjach między matką a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Jej tata wyjechał do Nowego Jorku, a z matką jest pokłócona i jej nienawidzi, więc nie ma zamiaru tam wracać…
- Ale jeśli panu przeszkadza moja obecność, ja mogę wrócić do mieszkania taty. Mam zapasowe klucz… - zaczęłam mówić, ale nie skończyłam.
- Nie. – warknął przerywając mi Justin. – Ktoś musi się tobą opiekować. Ojcze, jeśli się nie zgodzisz aby tu zamieszkała na parę tygodni, to ja zamieszkam z nią.
Przez chwilę w całym domu panowała głucha cisza. Tata Justina wciąż trawił słowa syna i spoglądał na niego w całkowitym skupieniu. Swoje spojrzenie przeniósł z niego na mnie. Spuściłam zmieszana wzrok i zaczęłam bawić się spoconymi już palcami.
- Dobrze. – odezwał się w końcu ojciec.
- Dziękuję panu. – te słowa prawie wyszeptałam. – Obiecuję, że postaram się nie przysparzać kłopotów.
- W porządku. – powiedział lekko uśmiechając się. – Tak czy inaczej musiałbym się zgodzić. Mój syn już tak ma, że o wszystkich dookoła się troszczy tylko nie o siebie.
- Tato! – teraz Justin wyglądał na zmieszanego.
- Jestem Jeremy. – mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń a ja ją uścisnęłam.
- Miło mi pana poznać.
- Mi również. Teraz wybaczycie, ale pójdę już do pracy. Tylko bez głupstw! – ostrzegł nas jednym krótkim spojrzeniem po czym wyszedł.
Odwróciłam się do Justina.
- A ty nie będziesz chodził przez ten czas do szkoły i do pracy? – zapytałam.
- Kolega będzie mi przynosił notatki a w pracy jestem zwolniony na czas twojej wizyty u mnie. – uśmiechnął się szeroko, a w moim brzuchu ponownie zaroiło się do motyli.
- John…
- Będziemy go odwiedzać nie martw się. – uspokoił mnie. – Kanapkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz