Już następnego dnia miałam pobieraną krew oraz jakieś dziwne badania uszu. Nie mam pojęcia po co im to, no ale że się nie znam za bardzo na tych chorobach to wolę się nie odzywać.
- Tak. To jest to co podejrzewaliśmy. – powiedział lekarz wchodząc do sali. – Choroba wirusowa nerwu równowagi. Niestety nie ma na to leczenia…
- Nie ma? – usłyszałam własny pisk.
- Nie, ale choroba ta ulega po kilku tygodniach. – dokończył lekarz.
- Po kilku tygodniach? – powtórzyłam piszcząc przy tym jak myszka.
- Tak. – westchnął mężczyzna. – Nie masz czym się martwić. Wystarczy, żebyś miała stałą opiekę a wszystko będzie dobrze. – posłał mi ciepły uśmiech, ale on na nic się zdał, ponieważ nadal byłam przerażona. – Justin!
Nie trzeba było długo czekać. Chłopak zjawił się w sali w mgnieniu oka. Spojrzał najpierw na mnie a potem zmierzył morderczym wzrokiem lekarza, na co on z oburzeniem wyszedł.
- Jak się czujesz? – spytał Justin siadając na krawędzi mojego łóżka.
Delikatnie wziął moją dłoń w swoje ręce. Poczułam znane mrowienie na całym ciele.
- Dobrze. – wykrztusiłam z siebie.
- Przenosimy cię do mnie za godzinkę. Czy to dla ciebie za mało? – spytał z troską.
- Nie. W porządku. Wyrobię się. – wysiliłam się na uśmiech.
Tak naprawdę czułam się fatalnie. Przez kilka tygodni będę wymiotowała i będzie mi się kręciło w głowie? I to przy Justinie?! No, ale jeśli się ma do wyboru albo jego, albo Dianę to już wolałam u niego, chociaż było mi głupio. Nie chciałam im się narzucać.
Justin wyszedł zostawiając mnie zdaną na samą siebie. Zaczęłam pakować swoje rzeczy, których było bardzo mało, do torby. Przebrałam się z piżamy w codzienne ciuchy i poczułam się dziwnie. Chyba za długo przebywałam w niej w szpitalu.
Po godzinie przyszedł po mnie Bieber tak jak obiecał. Zostałam wypisana ze szpitala i wyszliśmy z niego na zewnątrz. Wolność. Czułam się wolna.
- Ever idziesz ? – brunet spojrzał na mnie pytająco.
Kiwnęłam głową i poszłam za nim do auta. Justin wziął ode mnie torbę i schował ją do bagażnika, a ja wsiadłam ostrożnie do środka. Po chwili chłopak usiadł za kierownicą i odpalił samochód. Silnik zawarczał a my ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Z radia popłynęła muzyka Bon Jovi – It’s my life. Uśmiechnęłam się tym razem bez wysiłku i szczerze. Uwielbiałam ten utwór, zawsze dodawał mi energii i teraz było tak samo.
Spojrzałam na bruneta, który również uśmiechał się i nucił pod nosem. Dołączyłam do niego.
It's my life . It's now or never . I ain't gonna live forever. I just want to live while I'm alive
Justin uśmiechnął się do mnie i zaczęliśmy razem głośno śpiewać. Muszę przyznać, że Bieber miał bardzo ładny i przyjemny głos. Z łatwością mógłby zrobić karierę gdyby tylko chciał.
My heart is like an open highway. Like Frankie said. I did it my way. I just wanna live while I'm alive. It's my life.
Spojrzałam na przechodniów, którzy zatrzymywali się gapiąc w naszym kierunku. Justin również ich zauważył. Zaczęliśmy się drzeć w niebogłosy przy tym śmiejąc się z miny ludzi na ulicy. Jedni zatykali sobie uszy, drudzy kręcili z politowaniem głową a jeszcze inni uśmiechali się w naszym kierunku z rozbawieniem.
Zabolała mnie głowa. Przestałam się śmiać i zamiast tego syknęłam z bólu łapiąc się za obolałe miejsce. Chłopak spojrzał na mnie niespokojnie.
- Ever coś się stało?
- Nie nic. To tylko głowa. Patrz na drogę. – rozkazałam. Chłopak niechętnie odwrócił wzrok, ale i tak co chwilę rzucał mi niespokojne spojrzenia.
W końcu zatrzymaliśmy się. Chciałam wyjść, ale Justin mnie uprzedził i jako pierwszy wyskoczył z samochodu aby pomóc mi wydostać się ze środka. Pokręciłam głową ze śmiechem.
- Nie jestem inwalidą. Poradzę sobie. – powiedziałam usiłując stać na własnych nogach.
- Wcale tak nie powiedziałem. – oburzył się chłopak.
- Więc daj mi samej chodzić. – uparłam się. Widziałam jak Justin waha się, ale w końcu kiwa głową na znak zgody.
- Niech ci będzie. – podniósł ręce w geście obronnym. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
Doszłam sama do drzwi i otworzyłam mój i taty dom. Justin wszedł razem ze mną i rozejrzał się.
- Przytulnie tu. – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. Chłopak spojrzał na mnie nie rozumiejąc z czego się śmieję. – O co chodzi?
- To samo powiedziałam wchodząc po raz pierwszy do twojego domu. – wzruszyłam beztrosko ramionami po czym poszłam do mojego tymczasowego pokoju.
Za długo tam nie przebywałam, ponieważ już kolejnego dnia od przyjścia do niego wylądowałam w szpitalu. No ale, parę rzeczy tu zostawiłam.
- Pomóc ci? – zapytał mnie Bieber wchodząc do środka.
- Jasne, chociaż nie ma tego za dużo. – powiedziałam.
Justin zaczął wyjmować ubrania z czego prawie wszystkie były Kevina, więc trochę był zdziwiony, natomiast ja je składałam nawet na niego nie patrząc. To był błąd, ponieważ przez chwilę nie dawał mi niczego do składania.
- To już wszystko? – zmarszczyłam czoło i podniosłam wzrok na Justina, który właśnie… - JUSTIN! ODDAWAJ TO!
- Nie ma mowy. – zaprzeczył śmiejąc się.
Właśnie zakładał na swój łeb mój brązowy, koronkowy stanik. Myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Policzki zaczęły mnie niesamowicie palić.
- Nie uważasz, że ten biustonosz do mnie pasuje? – zapytał siląc się na poważny ton, co mu kompletnie nie wychodziło.
- Taa.. chyba pod kolor oczu. – mruknęłam pod nosem i próbowałam wyrwać z jego głowy moją własność ale on podniósł się. Zrobiłam to samo, ale i tak on był o wiele wyższy ode mnie. – Justiin nooo… daj, daj! – zaczęłam skakać próbując dosięgnąć jego głowy, ale to na nic.
On widząc to tylko się śmiać. Chwycił mnie za nadgarstki i zbliżył do siebie tak, że czułam jego oddech na swojej twarzy.
- To nic nie da skarbie. – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Och… - wyrwałam się z jego uścisku i odwróciłam plecami do niego obrażona a jednocześnie zawstydzona, że widzi moją bieliznę. Nie powinnam się zgadzać, aby pomagał mi w pakowaniu. Ech.. głupia ja.
- Ej no Ever. –usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu. Zadrżałam znów. Poczułam jego ręce na swoich biodrach a oddech na szyi. – Nie obrażaj się, tylko sobie żartowałem. – wymruczał mi do ucha.
To była wielka pokusa, niemal nie do pokonania, żebym się nie odwróciła i pocałowała go, ale na szczęście się powstrzymałam od tego zamiaru. Zamiast tego szybko, żeby wykorzystać element jego zaskoczenia odwróciłam się i wskoczyłam mu na plecy.
- ODDAWAJ! – zawołałam próbując ściągnąć stanik, ale on mnie uprzedził i sam go zdjął po czym założył na swoją klatkę piersiową. Roześmiał się głośno.
- Prawie ci się udało!
- Kurde no. – przeklęłam pod nosem i zaczęłam czochrać jego włosy, na co oburzył się.
- Ej no! Zniszczysz moją seksi fryzurkę. – wyglądał tak żałośnie, że niemal chciałam go przeprosić, ale dotarło do mnie, że to tylko przygrywka. Nie dam się nabrać o nie. Już chciałam coś mu odpowiedzieć, ale poczułam że spadam na podłogę i uderzam mocno o podłogę. Potem usłyszałam krzyk Justina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz